sobota, 31 października 2009

Halloweenowe zoo

korzystając z pięknej pogody, której akurat nie było, poszliśmy dziś do ZOO.
najpierw był miś. miś sam w sobie w ogóle nie jest śmieszny. tzn. może i jest, ale nie w tym zoo. miś na betonie siedzi i woła o pomstę do nieba :-((
śmieszna była jedynie sroka, która mu się naprzykrzała:
zaraz za misiem był samolot (było ich znacznie, znacznie więcej i obawiam się, że to właśnie je Kubuś najlepiej zapamięta z zoo...)
potem były nierzeczywiste flamingi prosto z Krainy Czarów...
potem polowanie na pawia
potem polowanie na Kubusia
potem przepiękny żurawi taniec specjalnie dla Kuby!
potem słonie:
i pantery
Kubuś nic a nic się nie bał, nawet stojąc z nimi oko w oko!
i makak w śmiesznej pozycji:
i przerwa na zabawę
i baaardzo groźny osioł, odgrodzony od zwiedzających fosą:
który zaatakował Taty buty, które to z kolei Kuba próbował ratować z narażeniem rękawiczki:
i tresowane foki, na znak przytykające nos do czegoś tam
i pawie, które domagały się lodów
i lwy oczywiście, i tygrysy, i zebry, i nosorożec, i goryle (one naprawdę tak uderzają pięściami w klatę, jak na kreskówkach!!) i przepięęęęękne szympansy, a na wszystko ze stoicką miną patrzył ten oto przystojniak:

Jeden człowiek w szafie

piątek, 30 października 2009

Przedszkole

historia poniższych zdjęć jest następująca:
jechałam właśnie z Kubusiem do przedszkola i minęłam już ostatni zakręt, kiedy to... Kubuś zasnął (minięcie ostatniego zakrętu jest równoznaczne z podjechaniem pod furtkę przedszkola). pomyślałam, że należy mu się sen, więc nie będę kombinować, niech się chłopak zdrzemnie, a ja w tym czasie zwiedzę okolicę. i pojechałam przed się:
po 50 minutach uznałam, że dosyć, czas się budzić, więc wracamy do przedszkola.
kolejne 40 minut spędziłam pod furtką przedszkola. za kierownicą, oczywiście.
wygnała mnie stamtąd fizjologia. we własnym garażu Kuba potrzebował 3 minut, żeby się obudzić...
do przedszkola już nie dotarł.

Goło, ale...

historia poniższych zdjęć jest następująca:
już-już mieliśmy wychodzić na spacer, byliśmy w trakcie ubierania się, kiedy to mój nos wyczuł jakiś podejrzany zapach.. a zatem szybka przebiórka! czapy już szkoda było zdejmować, a spodnie - no, trzeba było. Kuba oczywiście przewijania nie lubi i w trakcie...
no, zobaczcie sami:

wtorek, 27 października 2009

Z wizytą

podjęliśmy dziś trud wyprawy za Wisłę, żeby spotkać się z dawno nie widzianymi Guciem i Helenką. pomimo przygód z odrzutowym samochodem, którego napęd co i raz odmawiał posłuszeństwa, wyprawa była ze wszech miar opłacalna!
Hela - taka odmieniona! dziewczynka piękna! i już taka sprawna! trudno mi było uwierzyć.
Gucio - dla odmiany chłopak pełną gębą! no i te jego gadki: słownictwo, zdania, pomysły... (założył księżniczce hełm, co sprawiło, że wyglądała naprawdę cudnie!)
Kasia - oooo, tu już słów brak! i piękna, i słownictwo niczego sobie, a do tego serwuje takie żarcie...! nie wiem, czy jeszcze kiedyś mnie zaprosi, ale te bułki... te bułki! grzechu warte po prostu! a co powiecie na własne suszone pomidory??? mi trochę szczęka opadła... ale na krótko. szybko potem zabrała się do przeżuwania...

a, zapomniałam o Kubusiu!
Kubuś obsypał Helę kwiatami. dosłownie. i to nie myślcie sobie, że jakimiś doniczkowymi czy coś. udał się własnonożnie na klomb, zerwał co tylko kwitło i radośnie sypał. a Hela też zachowała się adekwatnie i zjadła tylko jeden!

no Babcia - obdarowała nas domowymi przetworami...

no i jak tu nie napisać, że opłacało się??

zdjęć z premedytacją nie robiłam, ale Kasia owszem i jak tylko pojawią się w przestrzeni wirtualnej, dam znać.

ps. są. tu: wizyta

Szef kuchni poleca

robotny jest, owszem. ale komunikatywny nie bardzo. nie dowiedziałam się w końcu, co poleca...

Kocia wizyta

kot zaskakuje mnie swoją natarczywością i nadal przychodzi.
doszło do tego, że teraz kot jest bardziej zainteresowany Kubusiem niż Kubuś kotem, więc ten ostatni zostaje osamotniony na tarasie, a Kubuś zwyczajnie odchodzi do swoich zajęć

Znowu na wsi

zdjęcia mało reprezentatywne, ale przynajmniej jakieś są.

tu - porwany przez Prababcię:
buszowanie po szafkach Prababci:radość ze znalezienia chleba
i z tymże chlebem w paszczy:
na inne zdjęcia klimatu podczas tego krótkiego pobytu nie było.

Elvis wiecznie żywy...

czyż nie??

piątek, 23 października 2009

Świadomość ciała: 2

Kubuś bardzo ładnie pokazuje, gdzie ma oczy, nos, uszy, włosy, brzuszek, rączki itp.
postanowiłam sprawdzić, na ile to jest wiedza deklaratywna, a na ile taka głęboka, zakotwiczona w jego ciele.
Kubuś pozyskał naklejkę, którą miał zdjąć. bez lustra nijak mu to nie wychodziło, z lustrem poszło nieco lepiej. tak czy owak zabawy było co niemiara!
świadomość własnego ciała oceniałam u Kubusia na 2.
nauka dla mnie: pamiętać w przyszłości, jakie urocze mogą być dwóje...

i taki to ten Kubuś w wieku 15 miesięcy!

Jeszcze o samodzielności

nie poddaję się i ciągle próbuję nauczyć Kubusia dobrych manier przy stole.
zobaczcie, co z tego wynikło...
barbarzyńca po prostu! ale za to jaki czuły...
a tak na serio, to dziś jadł na obiad kotlety. widelcem. sam! no, prawie sam - musiałam pomagać mu nadziewać na widelec poszczególne kawałki. ale potem pięknie trafiał sam do paszczy! patrzyłam zauroczona i zdjęć nie zrobiłam, więc musicie uwierzyć mi na słowo.

Która najważniejsza?

no, nie mogę się oprzeć!
wyjątkowo widzę właśnie przed sobą telewizor. a w nim wiadomości. a w nich audiotele (nazywane sondażem) - która z obecnych afer wydaje się telewidzom najważniejsza? zwyciężyła stoczniowa...
tak uroczo zadane pytanie zasługuje na uroczy komentarz - mój ulubiony rysunek Marka Raczkowskiego:

środa, 21 października 2009

Na wsi

podczas pobytu na wsi miałam ze sobą aparat, ale jakoś tak wyszło, że zrobiłam sobie od niego wakacje. trochę szkoda, bo byłoby kilka pięknych ujęć.
sporo takich, powiedziałabym - interpersonalnych i trochę sytuacyjnych. dla mieszczuchów najciekawsze mogłyby być te, jak Kubuś z Dziadkiem wypuszcza rano kury i koguty oraz konia ze stajni. nadrobimy to jeszcze. może wiosną? :-)
a na razie tylko turlanki na wielkim brzuchu Dziadka:
i ulubione magnesy:

Samodzielność

pamiętacie może wizytę Oli? Ola pięknie jadła zupę łyżeczką, więc uznałam, że czas dawać Kubusiowi łyżeczkę do posiłków, żeby też się tak ładnie nauczył. i co?
nie, to nie było chwilowe. Kubuś jadł lewą ręką, a łyżeczkę, trzymaną w prawej, wkładał do ucha... może jednak za późno zaczęłam go przyzwyczajać do łyżeczki??
mam nadzieję, że z czasem stanie się tak samodzielny jak Julia: