sobota, 30 października 2010

Skate o poranku

wiem, skate nie jeździ na hulajnodze. ale w moich (stereotypowych?) wyobrażeniach jeździ w takiej czapce:



Popołudniowa pobudka

o dziwo, w doskonałym humorze! może dlatego, że w nowym miejscu, oryginalnie zaaranżowanym przez Babcię?

Mały


Idzie mały piesek w hełmie.
...

Jesień


wtorek, 26 października 2010

Pierwszy raz

idąc za ciosem (to w odniesieniu do poniższego wpisu), Kuba spędza czas z krecikiem i innymi ekranowymi przyjaciółmi. w trakcie ostatniej takiej sesji pomyliła mu się chyba rzeczywistość z fikcją, bo sięgnął do monitora po smakołyk:

i wiecie co?
udało się!!!

to był jego pierwszy lizak.
teraz domaga się cukierków, które widzi w puzzlach...

W teatrze

w niedzielę udaliśmy się z Kubusiem na lokalny spektakl. Kubuś z uwagą obejrzał jakieś 4/5, potem stał się bardziej aktywny fizycznie. na zdjęciach niestety go nie ma. mam tylko Odysa, syreny, morze i kopytne:



potem zrobiło się jeszcze ciekawiej.
to był drugi spektakl teatralny w życiu Kubusia. po poprzednim nadszedł dramatyczny wieczór i podobna noc - płacze, trudności w zasypianiu... a teraz? podobnie! poprzednio żartowałam, że więcej do teatru nie pójdziemy, ale teraz żarty się skończyły :-(  chyba to wszystko dla niego za bardzo emocjonujące, a nie do końca zrozumiałe. no nic, na razie poprzestaniemy na kreskówkach. wszak to też kultura...

Stan podgorączkowy

jakoś żal mi było po poprzednim (poniższym) wpisie coś tu napisać, bo tamten zdecydowanie lubię najbardziej...
ale Kuba pozostaje aktywny, więc i ja nie mogę pozostać bierna.

w sobotę Kuba obudził się ze stanem podgorączkowym przechodzącym momentami w gorączkę. wyglądał wtedy tak:







po spacerze stan podgorączkowy minął :-)

sobota, 23 października 2010

Najbardziej lubię


2 lata i 3 miesiące
kocham go najbardziej na świecie

piątek, 22 października 2010

Tato! Hop-hop!

to wpis adresowany specjalnie do Taty Kubusia.
wiem, że lubisz wyjeżdżać. wiem, że będziesz wyjeżdżał nadal. ale może przynajmniej opowiedz Kubusiowi dokładnie, gdzie jedziesz, bo zobacz, jakie są następstwa Twoich nieoczekiwanych (dla niego) wyjazdów!
zresztą to nie po raz pierwszy! TU są dowody :-)
swoją drogą: co Wy robicie, jak mnie nie ma?? tam się przed nim ukrywasz???

HURRRRRRA!!!!! (głośno)

Kuba nie ma celiakii!!!!!
baaaardzo się cieszę! skaczę i krzyczę hurrra! a Kuba pyta: czemu skaczesz mamo?


dziękuję za kciuki!

czwartek, 21 października 2010

Szeptem...

wczoraj Kuba jeździł po domu swoim samochodem, kiedy zobaczyłam, że najwyższy czas wytrzeć mu nosek:
- Kubusiu, przynieś chusteczkę, wytrę Ci nosek. Chusteczki leżą w kuchni na stole.
- Dobrze! Już jadę!
jak powiedział, tak uczynił.
zaraz jednak wrócił. bez chusteczek. za to komunikując:
- Coś Ci powiem na ucho!
- Bardzo jestem ciekawa!
szeptem na ucho:
- Nie mogę dosięgnąć...

Nie martwię się

wczoraj zupełnie zapomniałam, co jeszcze chciałam napisać i skąd w ogóle tytuł o kałużach.
ale już mi się przypomniało:

jeździliśmy wczoraj z Kubusiem po okolicy w poszukiwaniu wysoce wyspecjalizowanych koszy na śmieci. nie mogliśmy znaleźć. ale Kuba uspokajał mnie:
- Nie martw się, mamo, ja znajdę te kosze. Ja znajdę kosze na śmieci, nie martw się. Jestem dzielny chłopak.

a wieczorem, na spacerze z psem i hulajnogą, która miała tendencję do wjeżdżania w kałuże:
- Gdzie są te kałuże, mamo?
- Nie wiem, synku, może tam jeszcze będą, przed nami.
- Nie martw się, mamo, ja znajdę kałuże. Nie martw się, ja znajdę te kałuże dla Ci... (zamilkł w pół słowa)
- Dla mnie??
- Nie, dla siebie...

środa, 20 października 2010

Kałuże, nie: kałuże!

nie do końca wiem, jakich znaków interpunkcyjnych użyć w tym typie Kubusiowych wypowiedzi. otóż ma on taki (niknący już, więc czas najwyższy opisać) zwyczaj mówienia: zaczynało się zwykle od wyrazów wielce podobnych w brzmieniu, czyli na przykład:
- Mamo, daj mi soczek!
- Smoczek, synku?
- Soczek. Soczek, nie soczek.
- Soczek, nie soczek?
- Tak.

specjalnie upewniałam się przy tym (na początku), że dobrze słyszę. ale potem już byłam upewniona i zjawisko się powtarzało.
- Kałuża, nie kałuża!
- Buraki, nie buraki!
itd.

ponadto Kuba jest mistrzem... jak to nazwać? jest mistrzem przeciwieństwa zdrobnień. czyli zgrubień? zwiększeń? wyolbrzymień? no nie wiem... brzmi to tak:
- Gdzie jest moja bransoletka? (identyfikator zakupiony nad morzem w celu niezgubienia Kubusia w tłumie, z którym się ostatecznie nie spotkaliśmy) Gdzie jest moja bransoleta?! Gdzie jest moja BRAN-SO-LE-TA?!?! (to ostatnie wykrzyczane sylabami właśnie; przekomiczne po prostu)
- Mamo, zagramy w piłkę? Zagramy w piłę?
- Mamo, gdzie jest mały schodek? Nie widzę mojego schodka. Nie widzę tego schoda!
- Mamo, chcę oglądać krecika! Krecika! Chcę oglądać kreta!
naprawdę nie wiem, skąd on tak potrafi. o krecie, owszem, mówię, ale o schodzie?? bywają śmieszniejsze, ale oczywiście nie pamiętam :-(

no i niezmienne zaskoczenie i duma Rodziców:
- Dziękuję, Tatusiu, że pomogłeś mi to włożyć!
przecież to strasznie złożona składnia!

oraz zachwyt mamy, stale zaskakujący ją samą: okazało się, że trzy magiczne słowa w wykonaniu dwulatka są bardzo rozczulające. z zachwytem słucham, jak Kuba układa scenki ze zwierzątkami i mówi:
- Piesek jest głodny, szuka jedzonka.
- Proszę!
- Dziękuję!


potrafimy sobie też podać z ręki do ręki 20 puzzli, przy każdym wymieniając się tymi samymi grzecznościami :-)
z trzecim słowem jest trochę gorzej. tzn. używane jest znacznie rzadziej. no, ale też nie ma takiej potrzeby zbyt często.

Sztukmistrz

przed pójściem do przedszkola.
najpierw nowatorskie podejście do narzędzi
 i szybkie przejście do rękoczynów

 Mamo, daj mi zielony!
 Nie mogę otworzyć!

 O! Udało się!

 to pisałam ja - matka, znana wielbicielka czystości i porządku :-)

na szczęście w porządkach pomogła mi Marysia...

Koktajl party

to okołourodzinowe party na cześć Maksa:
wszyscy byli zadowoleni. tylko Maks podstępnie obchodził urodziny następnego dnia :-)

buziaki (krwistoczerwone)!!

Niedziela w parku

i to z Tatą!

Idzie zima

ku niezadowoleniu Kubusia nabyliśmy mu więc ciepłą odzież
ja zazdroszczę...

niedziela, 17 października 2010

...

układamy razem puzzle. Kuba podaje mi jeden z nich:
- Ja Ci pokażę, mamo, gdzie położyć. Jestem sprytny chłopak!

sobota, 16 października 2010

Studniówka

chciało by się rzec: dokładnie za sto dni przyjdzie na świat brat Kubusia! no, ale daleka jestem od wiary, że zdarzy się to dokładnie za sto dni. tym niemniej, obchodzę dziś tę studniówkę, bo to jednak mniej więcej za sto dni...
teraz dopiero rozumiem to, co mówiły mi wszystkie koleżanki: druga ciąża to jakościowo zupełnie inna sprawa niż pierwsza... wtedy - dla mnie - ciąża była przez większość czasu tematem nr 1, teraz tym tematem pozostaje... Kubuś! to jednak harmonogram jego dnia organizuje mi czas, to on skupia sporą część mojej uwagi i energii. a ciąża? na szczęście czuję się dobrze i trwa ona jako normalny stan fizjologiczny, właściwie mnie nie ogranicza, choć już trudno powiedzieć, że jest niezauważalna...

a Młody Człowiek? jest szalenie ruchliwy! kiedy się kładę wieczorem, on ewidentnie wybiera się popływać. wydaje się, że nie zazna spokoju, dopóki nie przepłynie ok. 25-30 długości basenu... po rozgrzewce oczywiście (to chyba stretching).
budzi się też natychmiast, kiedy tylko ja się budzę w nocy (najczęściej na dźwięk płaczu lub wołania Kubusia). zresztą, kto wie - może on budzi się już wcześniej, tylko ja tego nie wiem? w każdym razie cieszą mnie te jego ruchy, bo a) to taki namacalny kontakt z nim, b) uspokajają mnie, że wszystko w porządku. nie, żebym jakaś zaniepokojona szczególnie była, no ale to właśnie z tego wynika - maluszek nie daje mi powodów do niepokoju.

ostatnio sporo rozmyślam o przywilejach (lub ich braku) dla kobiet w ciąży. czuję się dość odosobniona, bo... jakoś nie widzę powodu, dla którego miałabym być szczególnie uprzywilejowana. przez ostatnie dni skorzystałam z kilku pomyślanych na tę okazję opcji (czyli przechodziłam tu i ówdzie bez kolejki) i jakoś nie czułam się z tym fenomenalnie. szczególnie, jak grzecznie weszłam przed starszych państwa, bo akurat kasa dla kobiet w ciąży i inwalidów (!!) mi na to pozwalała. no nie, postanowiłam, że dopóki czuję się dobrze, nie należą mi się żadne przywileje, bo ani choram ani niedomagam... a tu taka gratka:
no, z tego będę korzystać... mój samochód będzie tak ładnie wyglądał na tym miejscu ;-)

piątek, 15 października 2010

Na niby

Kubuś ma bardzo bogaty świat. dla mnie zdumiewająco bogaty. zaskakujące jest dla mnie to, że ten mały człowiek stwarza tyle światów i ma taką świadomość, że one są na niby.

- Mamo, gdzie jest baran?
- ??
- Gdzie jest baran, mamo?
- Jaki baran, synku?
- Czarny baran. Gdzie on jest?
- Nie wiem, synku, nie kojarzę żadnego barana. On był w jakiejś książeczce?
- Tak na niby, mamo. Tu, na drzwiach na niby jest.

dużo stworzonek nas na niby odwiedza. najczęściej piesek, którego karmimy, ale też pojazdy, a ostatnio robal, którego odrzuciłam ze wstrętem, więc w jego miejsce pojawił się mały ptaszek. nieco wcześniej było na niby dużo pająków. na niby chodzimy na plażę, na niby pływamy i na niby Kubuś smaży rybkę. na niby mnie zjada.
fascynuje mnie to.
co to z niego wyrośnie?? tak naprawdę...

Straż pożarna

Wóz strażacki nie wie, gdzie jechać. Nie ma pojęcia. Nie ma pojęcia wóz strażacki, gdzie jechać. 
Zastanawia się. 
Zastanawia się wóz strażacki, gdzie jechać. W którą stronę? W tą czy w tą, mamo? W którą stronę ma jechać wóz strażacki?


w drodze z przedszkola

czwartek, 14 października 2010

Przygody pieska

Piesek wszedł na wieżę i szczeka.
Karetko, popatrz na niego, jak piesek szczeka!
Wziął sobie kredkę, niesie ją do ciebie.
Przytul pieska, mamo. Reksia przytul.
Wsiadł do samolotu, będzie leciał razem z ludziami. Patrzcie, ludziki, jak piesek leci z wami!
Piesek jest chory, jedzie w karetce. Daj mu buziaczka!
- Cześć, koparo! 
- Jak ty się nazywasz?
- Reksio. A jak ty się nazywasz?
- Ja też Reksio.
(…)


nie, nie przestał w tym momencie. po prostu zapisałam króciutki fragment dłuuuugiego popołudniowego monologu :-)

sobota, 9 października 2010

Muzeum tortur

choć zaczęło się całkiem dobrze...
 
 
było też obcowanie ze sztuką
 którą Kubuś postanowił nieco zmodyfikować
więc jak by to nazwać? przedsionek piekła dwulatka??
choć w pierwszej sali nie było najgorzej...
potem już tylko szyby, szyby, szyby...
a za szybami najciekawsze:
 
chociaż kask można było założyć:
ale znacznie lepiej było w kąciku zabaw
choć nie wiem, czy na ten pojazd wolno było wchodzić. chyba tak...
 ale najlepiej było w kawiarni:
 
 
tu można było dotykać wszystkiego. jeździć pociągami i gotować - czyli to, co Kubuś ostatnio lubi najbardziej.
niezależnie od wszystkiego, Kuba zdecydowanie się wyszalał. wracał tak:
to zresztą ostatnio jedyny sposób, aby Kubuś zasnął w ciągu dnia.

moja rada po dzisiejszym dniu: nie zabierajcie dwulatków do muzeów zabawek! to znęcanie się nad nimi :-))
no, chyba że jest tam kawiarnia i możecie obiecać, że później Wasze będzie się bawiło, czym będzie chciało...

ps. a jeśli ktoś uważa, że nie można stworzyć ładnego stojaka na rowery:
może by się jakieś władze miejskie zainteresowały???