sobota, 25 kwietnia 2015

Dziewicza Góra

dzięki rekomendacji pewnej cudnej kobiety, udaliśmy się w przyrodę!


zacnym szlakiem!


na którym przypomniałam sobie, że uwielbiam paprocie




i na którym zrealizowałam cel stawiany sobie podczas pobytów z dziećmi w przyrodzie: jak najrzadziej patrzeć w kierunku dzieci! jestem przekonana, że wtedy rozwijają się najintensywniej...













co jest najważniejsze w powyższych zdjęciach?
nie będę bawić się w quizy, zapiszę sobie dla pamięci. pod koniec kwietnia, w bardzo słonecznym i wietrznym dniu, w lesie mieszanym, z pewnym udziałem brzozy, Kuba nie kichał, nie smarkał, nie tarł oczu, nie puchł, nie narzekał (czego nie można powiedzieć o mnie...).
i to była najlepsza wiadomość na świecie.


a te zdjęcia specjalnie dla Ciebie, Katarzyno G. z Bazy :)






przypuszczam, że będziemy tam wracać.

piątek, 24 kwietnia 2015

Kolorowy zawrót głowy

pewnego dnia w kuchni tuż pod dachem...

 


 

chyba jest jasne, kto był sprawcą tego zamieszania? dla ułatwienia dodam, że są tu WSZYSTKIE kolory :)

Okresy sensytywne

tak sobie napisałam ten tytuł.

bo ten post jest o dręczeniu matki.

Kuba chodzi do szkoły, w której w zasadzie nie ma prac domowych. i to lubię. doskonale rozumiem ten argument, że szkoła nie ma prawa organizować życia domowego. w imię czego miałabym odbierać Kubę o 17ej (tak jak to się dzieje właśnie teraz) i po dotarciu do domu jakieś 1,5-2 godziny później, toczyć z nim walkę o to, żeby był łaskaw "się pouczyć": coś napisać, coś rozwiązać, coś narysować. naprawdę nie mamy na to czasu. to znaczy możemy mieć, ale jakim kosztem? raz: napięcia. dwa: zniechęcenia do nauki. trzy: rezygnacji z czegoś przyjemnego w domu (czytania na dobranoc??).
więc cieszę się, że nie ma prac domowych.

tymczasem Franek ma nowe hobby: pisanie literek. z dnia na dzień pochłonęła go pasja, której jeszcze dzień wcześniej nic nie zapowiadało. i zaczęło się dręczenie matki - mam siedzieć z nim, dyktować mu i sprawdzać, czy dobrze pisze. próbuję się wykręcać podsuwaniem ajpada z alfabetem, ale i tak muszę po chwili sprawdzać, czy wszystkie są i czy są właściwie napisane, a potem wieszać je na szafie. i nawet proponuję: pograj sobie, dziecko, na ajpadzie... ale nie! będzie pisał. w kółko.
wobec tego poziomu zaangażowania jestem bezradna...



to fascynujące, że pomimo tysięcy żywych dowodów, zamieszkujących domy we wszystkich miastach całej Polski (że się tak ograniczę administracyjnie), nadal chodzą po ziemi specjaliści utrzymujący, że edukacja będzie najbardziej skuteczna, jeśli odbędzie się pod przymusem...

sobota, 18 kwietnia 2015

Świętowanie

czy do świętowania potrzebny jest pretekst? niektórym tak.
nam nie.

wystarcza sobota.
dzień, w którym dzieci wspólnie trenują swą samodzielność, jeździmy po mieście w poszukiwaniu baniek mydlanych, przysypiam na kanapie w Ikei, czytam w WO artykuł o przyjaźni, jemy posiłek poza domem, Franek odpada zmęczony nadmiarem wrażeń, starszy syn uwiecznia mój sielski nastrój i wiosnę.
to był dobry dzień.





środa, 15 kwietnia 2015

Babcia

pod moją nieobecność w domu dziećmi tradycyjnie zajmowała się Babcia. kiedy wróciłam, Babcia wyjechała. przynajmniej tak mi się początkowo wydawało...









podobieństwo było oszałamiające...

środa, 8 kwietnia 2015

Mama po raz pierwszy

po raz pierwszy dostałam od Frania własny wizerunek, wykonany jego ręką:


mam na nim spódnicę, a co! jak zwykle...

(to obok to przekreślona "krzyżykiem" nieudana próba)

sobota, 4 kwietnia 2015

Świątecznie.

jedni lubią święta inni nie. ja uważam, że są dobrym pretekstem.

za życzenia niech wystarczy to:


macie jakąś niejasność? martwicie się, że życzę Wam wodorostów?
nie, życzę Wam tego, co widzę we Franku. tym razem mamy wszyscy możliwość ujrzeć widzialną tego emanację. dzieło przedstawia deszcz wszystkiego.

i jeszcze coś od Kuby.
jedząc lody w centrum handlowym, spoglądaliśmy przed siebie. refleksyjnie, jak się okazało. po zjedzeniu jakichś 2/3 loda, Kuba oznajmił: Mamo, ludzie się mało uśmiechają.
to wiecie, czego jeszcze Wam życzę. uczcie się od dzieci. tego też.