poniedziałek, 27 lutego 2012

Drżyjcie!

oto pirat (to widać przecież) i jego GROŹNE (to wolę podkreślić...) miny:

sobota, 25 lutego 2012

Zabawki

ręce opadają, mamo! dlaczego Ci ręce opadają, Franiu? ukryła mi się gdzieś plansza z dzikimi zwierzętami i nie mogę jej znaleźć! mam tylko domowe...
ojoj! co Cię tak martwi, Kubusiu? nie wiem, jak przejść kolejny poziom w krokodylu...
może spróbuję jeszcze raz...
z zaciekawiem patrzę na ich świat. elektronika wszędzie... troszkę się obawiam. nie o nich. wychodzę z założenia, że im bardziej będą zanurzeni w tym, co współczesne, tym lepiej dla nich. niczego nie będą musieli wyrównywać, za niczym nadążać - to ich świat i tyle. obawiam się troszeczkę o siebie. czy mój skostniały mózg nadąży? im lodówka będzie zamawiać jedzenie z innego kontynentu, a ja nadal będę popylać na bazarek? nie ma nic złego w popylaniu rowerkiem na bazarek. chciałabym jednak UMIEĆ zaprogramować moją lodówkę na zamawianie składników do sushi w Japonii... a nie dzwonić za każdym razem do synka...

a najbardziej mi się podobają takie zestawienia:
tu klocki i tu klocki. które będą bardziej rzeczywiste dla Frania? przecież tamte też da się zburzyć...
ale bywa też i tak. kompletnie analogowo (i kolorowo!):

piątek, 24 lutego 2012

Tupot

milczę, bo nasłuchuję - można by rzec. ale to nie do końca prawda. gdybym naprawdę nasłuchiwała, to byłabym przygotowana. a tak nie jestem. i co chwilę przeżywam zaskoczenie. no bo słyszę i kątem oka widzę, że idzie Kuba. więc spoglądam na niego, a to...
no właśnie...
nie przyzwyczaiłam się jeszcze, że mam dwoje chodzących dzieci. wiem, że mam Kubę i takiego dzidziusia... no ale chyba już definitywnie nie. jeszcze przykucam, kiedy się zbliża, żeby go przytrzymać, kiedy rzuci mi się w ramiona, ale nie - on już ma swoje sprawy, omija mnie, idzie do jakiejś szafki, półki, coś przenosi, po coś sięga...
a ja mam więcej swobody, bo przestałam być ciągana po całym domu za palec. mogę trzymać aparat i robić zdjęcia. tak, robię też filmy, tylko nastąpiła - chwilowa, miejmy nadzieję - niezgodność programowa i na razie nie mogę ich wrzucić. a w chodzeniu chodzi (!) przecież o ruch, więc filmik się należy. i będzie.

niedziela, 19 lutego 2012

Miszczu

komentarze są zbędne, prawda?

A to bałwan!

no co Wy! nie ten! ależ z Was dowcipnisie! ten obok...
a to jego twórcy:

poniedziałek, 13 lutego 2012

Wyprawy dla wprawy

jeśli pomyśleliście, że naprawdę nudziliśmy się w sobotę i nigdzie nie poszliśmy, to macie nas za leszcze (leszczy? :-)
nie dość, że poszliśmy, to niektórzy z nas wręcz pojechali!
czy Wy, drodzy radiosłuchacze, wyprowadzacie w tę pogodę swoje bajki? (szczególnie Ty, bajkująca dziewczyno!)
pewnie nie. kurzą się w piwnicy...
a Kuba świetnie sobie radzi.
bez roweru zresztą też:
a wiecie, na co wszedł?
To jest mój tata. On już umarł. On żył dawno dawno temu. On tu leży i już trawa na nim wyrosła. On był Wikingiem.
a jak się wygląda po takim spacerze?
o tak:

a w niedzielę:
czyli, jak widzicie, mrozy nam nie straszne!

a sraczka minęła. uff!

sobota, 11 lutego 2012

OCZYwiste szaleństwo

zima.
nuda.
sobota. Franek ma sraczkę. znowu. nie można wyjść do ludzi.
nuuuuuda.

no to zaszaleliśmy:

piątek, 10 lutego 2012

wtorek, 7 lutego 2012

O Franku

taaaak.. Frankowi też niczego nie brakuje. nie rozgadał się, co prawda, ani - tym bardziej - nie tworzy nowych zaskakujących historii, ale i u niego zmiana jest ogromna. zauważalna głównie w kontekście ostatnich wydarzeń: tydzień antybiotyku (czy był potrzebny??), chwila przerwy i tydzień biegunki. to wszystko oczywiście wpłynęło na poziom jego aktywności i nieco go spowolniło. teraz już doszedł do siebie i dokazuje.

Franek obecnie kojarzy mi się z małym lwiątkiem w najfajniejszej swojej fazie - już wzrosła jego sprawność, już próbuje pierwszych "dorosłych" zachowań, ale jeszcze jest okrągławy i pękaty i zasypia w połowie zabawy :-) jak na niego patrzę, to widzę małego ssaka, który w szalonej zabawie zaczepia swoją przysypiającą mamę - a to ugryzie ją w ucho, a to podczas polowania czai się na jej poruszający się z wolna koniuszek ogona...

Franio stale z nami śpi (co nie wszystkim się podoba, jednak mnie nieodmiennie zachwyca), a spanie to najlepiej, jeśli odbywa się na mamie. najlepiej jest bowiem spać w poprzek mamy brzucha, z głową lekko w dole, z nogami wbijającymi się w Tatę. tak, ta pozycja jest najlepsza. choć przez dwie noce wymyślił coś lepszego: spanie na mamy głowie. tak! NA. GŁOWIE. leżąc oczywiście w poprzek, jeśli można to tak opisać. oooo, to było dla mnie już za wiele! i święty by się wkurzył, prawda?
ale rano...
rano nie sposób wkurzać się na Franka. to musi przyznać nawet Tata. bo rano Franio jest aniołem. budzi się dłuuugo. już obudzony, już siada, już się uśmiecha, gdy nagle trach! powieki opadają... znów się otwierają, otwierają, już ciało przewala się w różne zabawne pozycje i... bęc! śpi. i tak przez czas jakiś. a jak się już prawie obudzi, uskutecznia rytuały przytulaśne. do mamy. do mamy. do mamy. i do Taty - wychyla łepek tak daleko jak może, żeby nie ruszać się z wygodnej pozycji. Tata też ma się wychylić i pocałować. i do mamy. i do Taty. i do... a Kuba jest? o, za mamą leży Kuba! Kuba! Kuba! trzeba się koniecznie do niego dostać! i hop! przedziera się przez mamę, która ledwie ledwie może go utrzymać.
a potem gadanie, gadanie, pokazywanie różnych rzeczy i...

MINKA.
hmm... opisywać ją? czy może po prostu...
to jest MINKA. nie, nie jest to króciutki moment, cudem uchwycony. to trwa. to jest zaczepka. coś jak: "zobacz, jakie to śmieszne", kierowana głównie do Taty.  a może raczej: do Taty bez opamiętania, bo i w innych sytuacjach ostatnio pojawia się często.
a zresztą, co ja się będę rozpisywać? to jest przecież nie do opowiedzenia. proszę bardzo zatem:
 
ja padam za każdym razem. rozbraja mnie po prostu.


Franio przeskoczył ostatnio do jakiegoś następnego etapu. do niedawna był człekopodobnym stworkiem o małym rozumku, a teraz hyc! i już ewidentnie widać rozumne stworzonko. do niedawna nie komunikował się z nami prawie wcale, a teraz? ten wyciągnięty palec, te "a!", te "ta!", te uśmiechy, te przytulasy, te buziaki...
no i oczywiście szalenie wzrasta jego sprawność:
zmieniają się zainteresowania...
ostatnio hitem jest zakładanie kasku:
oczywiście w schemacie: udana próba - MINKA - zdjęcie kasku - MINKA :-))

uprzedzam pytanie: nie, nie chodzi. tzn. nadal nie chodzi sam. jak się go weźmie podstępem, to chodzi, ale nie mam energii na podstępy (chyba powinnam pić tran...). za to on ma energię... zmusza mnie wielokrotnie w ciągu dnia, żebym podała mu palec i biega po całym domu. czasem mam ochotę podać mu drugi palec, ale ta oferta jest zdecydowanie odrzucana, jako że w drugą dłoń Franek musi chwycić jakieś dwa (zawsze dwa!) przedmioty i dopiero wtedy spacery zyskują sens. a kiedy próbuję go gdzieś porzucić, następuje atak: rzut twarzą na podłogę i szloch. na szczęście krótki.

doskonale bawi się sam.
czyta książki.
śpi raz dziennie. w samochodzie.
jada wybrednie. choć ostatnio więcej.
ma osiem zębów.
lubi się kąpać. z wyjątkiem trzech dób, kiedy to na włożenie do wanny reagował histerią i stanowczo odmawiał mycia. taki chwilowy wodowstręt.
ale kiedy to minęło, wrócił do zwyczaju kąpielowego: nieustanna rywalizacja z samym sobą w kategorii picie wody z wanny na czas:
mój kręcony łebek.
kocham go bardzo.

O Kubie

Kuba się bardzo zmienił. baaaardzo.
nie wiem, kiedy, nie wiem, pod wpływem czego, ale pewnego dnia złapałam się na tym, że patrzę na niego z fascynacją (coś nowego, nieprawdaż?). i następnego dnia podobnie. i kolejnego dnia znowu.
zaczął gadać inaczej. bawić się inaczej. robić inne miny.
nie potrafiłam wychwycić istoty zmiany. jakaś inna jakość się pojawiła, zrobiło się jeszcze przyjemniej niż zwykle, a w końcu zarejestrowałam, że prawie całkowicie zniknęło marudzenie.
teraz mam taką koncepcję, że wszystko zaczęło się od zmiany poziomu energii Kuby. tzn. w jego akurat przypadku, żeby zmiana była na plus, chodziło o to, żeby energii miał więcej. za tym poszło więcej siły do zabawy i różnych popołudniowych działań. więcej pomysłów. więc nowe zabawy. nowe teksty. więcej śmiechu. więcej entuzjazmu. a nawet lepsza cera i mniej podkrążone oczy.
Kuba jak nowy!
baaaardzo miłe!
i nawet... talent wokalny się objawił...
(tu apel do Syna: drogi Synku, nie zabijaj mnie, kiedy trochę podrośniesz... mam nadzieję, że wykażesz się dystansem i poczuciem humoru...)
taaaaak...
słucham codziennie piosenek i... tysięcy pytań. to jedyny minus tego wzrostu poziomu energii... naprawdę. kurczę, no oczywiście, że tak teoretycznie, to sobie myślę, że cudowne jest, że moje dziecko pyta, pyta, pyta i pyta. tak, to tędy droga. to najlepszy pomysł na poznawanie świata i rządzących nim reguł. ale na boga! nie po 17tej!! a on chyba w przedszkolu nic nie mówi, a jak przyjdzie, to gada, gada i gada, pyta, pyta i pyta i pyta i pyta i...

- Mamo, pamiętasz ten warsztat?
- Nie, nie pamiętam.
- Byliśmy tu, pamiętasz?
- Nie, nie pamiętam.
- No, ja też nie pamiętam.
- ...
- Rozglądam się i rozglądam i nie pamiętam...

- Mamo! Widziałaś to?! Widziałaś?! Tam był taki kosz!! Widziałaś?! I on był do połowy green!! Green green green!!
- Green green green.
- Mamo, dlaczego tak mówisz: green green green??
(tu oczywiście bezcenna była intonacja: same wykrzykniki w pierwszej części i osłupienie w drugiej jego wypowiedzi...)

pocieszeniem w tym szale gadulstwa jest język, jakiego Kuba używa. och, piękny...
...tato, przyłączysz się do nas?...
...ta mapa nie jest stabilna, muszę ją oprzeć...
...dzidziuś podszedł do krawędzi i dalej nie idzie...
oczywiście większości nie pamiętam. ale ładnie mówi, oj, ładnie. 

ostatnio pojawiają się bardziej złożone historie, pojawiają się też bardziej złożone intonacje. dialogi wypowiadane są już bardzo zróżnicowanymi głosami. 
częste są też monologi...

wieczorem:
- Mój dziadek był bardzo dobrym piratem i najlepiej ukradywał złoto. On wszedł do smoka i go pokonał od środka. 
Szkoda że on wszedł do środka, ale to nic..
- Kubusiu, a jak ten dziadek się dostał do środka?
- Smok chciał go zjeść, ale mu się nie udało i dziadek pokonał go od środka.

rano:
- Mój dziadek jest mistrzem pokonania smoków! On strzela do tych największych, nieprzyjaznych, a do małych przyjaznych to nie.

uwielbiam go podsłuchiwać...

w ogóle całego go uwielbiam. 
i szkoda mi, że już go nie usypiam. to teraz rola Taty.
ale na szczęście czasem przychodzi w nocy...
na szczęście. bo przecież to już niedługo...

Ps. Zainteresowanych przemianą swojego dziecka (w dowolną stronę, choć zmiana płci chyba nie wchodzi tu w grę) informuję, że zmiana w funkcjonowaniu Kubusia jakoś podejrzanie nałożyła się na okres intensywnej konsumpcji żelków z tranem. Początkowo daleka byłam od szukania jednej, konkretnej przyczyny, ale zmiana jest tak wyraźna, że...
...że Kuba MUSI teraz zjadać żelki :-)

sobota, 4 lutego 2012

WAŻNE.

kochane Czytelniczki! z każdym dniem zbliża się moment rozliczenia się z podatku PIT - może któraś z Was jeszcze nie ma pewności co do celu, na jaki chce przeznaczyć 1%?
bardzo bardzo gorąco zachęcam Was do przekazania go Chustce - zwykłej niezwykłej kobiecie ogromnie zdeterminowanej, aby pozbyć się z organizmu niechcianego towarzysza... Chustka od jakiegoś czasu zawzięcie zwalcza raka, a przy tym chyba ulepsza kawałek świata (wnioskując z komentarzy na jej blogu). jej walka o to, aby towarzyszyć synowi w dorastaniu i móc zatańczyć na jego weselu mobilizuje mnie do tego, żeby razem z nią szukać środków, które wesprą jej leczenie.
a więc - sprawdźcie - może i Wy zechcecie jej pomóc??

jeśli jednak wybrałyście już inną organizację i ją zamierzacie zasilić częścią swojego podatku, nic straconego! jedna zacna kobita wpadła na wspaniały pomysł, żeby zaprosić Chustkę na wirtualne piwo, tzn. przelać na jej subkonto w fundacji Rak'n'Roll równowartość piwa knajpianego - dużo osób czyta Chustkę, dyszka do dyszki i zbierze się zacna kwota. dziś Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem. dobra okazja, żeby dychą przyczynić się do walki z tym paskudnikiem.

ślijcie, ślijcie, ślijcie!!!

piątek, 3 lutego 2012

Sporty zimowe

Kuba:
pospieszny transport na górę:
a tu inny nosiciel:
śmiganie z Tatą w dół
 następny etap:
i przygotowania do zjazdu w dół
potem ćwiczenia na sucho:
zaś Franek:
on NAPRAWDĘ jechał. naprawdę SAM!
a potem już z kochanym Bratem:
 Kuba mu śpiewał, a Franio podskakiwał w rytm muzyki.
zważywszy, że był akurat w środkowym momencie tygodniowej biegunki, całkiem niezły poziom aktywności...

a tu relaks po:
tak, tak! to ja! Frankowy koń pociągowy
a na koniec trochę kiczu, co sobie będę żałować? 

zima, kochani, zima!
czas na wietrzenie pościeli