piątek, 27 kwietnia 2012

Wpis owaki

miał tu być wpis taki, miał być siaki... przede wszystkim miał być dłuuugi wpis o Franiu, który przecież skończył 15 miesięcy, który potem skończył 10 kilo, który rośnie i zmienia się z dnia na dzień.
ale.
ta cholerna, pieprzona alergia!!

najpierw było dobrze. umowa z Wami działała bez zarzutu: śliczna pogoda plus przelotne deszcze. czego chcieć więcej?? dom przewietrzony, my na spacerach, a do tego jeszcze przyjechała Babcia. żyć, nie umierać!
ale.
w niedzielę zdumiało mnie to, że mimo podeszczowej pogody, Kuba po spacerze wściekle trze oczy i drapie się potwornie.
w poniedziałek zapowiadany dłuższy deszcz skończył się jakoś wcześniej i Kuba wyszedł w przedszkolu dwa razy na plac zabaw. wieczorem wyglądał koszmarnie. tamto zdjęcie to jest małe miki...
zaczął się kaszel.
we wtorek pediatra.
w środę alergolog. hydroksyzyna na noc. niech śpi.
w czwartek pediatra. rentgen. pediatra. gorączka.
w piątek pediatra. wymioty.
zapalenie płuc. antybiotyk.

i w tym wszystkim Kubuś. dzielny, cierpliwy, rozumny. czekający na deszcz, który przyciśnie pyłki do ziemi i utopi w kałużach. rezygnujący z soku, bo może szkodzi.
mądry.
zachwycający lekarzy.
czy jestem dumna, że Kubuś stał sam i wstrzymywał oddech, kiedy superspecjalistyczna machina fotografowała zmiany w jego płucach? czy mnie to cieszy? no, jakoś mnie [piii...] nie cieszy...
wolałabym, żeby brykał, skakał i się buntował. mimo że byłoby mi trudniej, wiem.

kocham go BARDZO.

trzymajcie kciuki, żeby był zdrowy JUŻ.
a może ktoś coś wie o sanatorium w Wieliczce? coś ponad podstawowe informacje? może ktoś był?

niedziela, 22 kwietnia 2012

Zrozumienie

dziś dostałam to, co wspiera, podbudowuje, daje siłę - zrozumienie:

Pani Ekspedientka: On tak ciągle?
Ja: No...
P.E.: To ja pani współczuję...
Ja: No...

wiem, nie wykazałam się elokwencją... to dlatego, że od kilku dni moje komunikaty sprowadzają się do powtarzania jednego, dwóch, maksymalnie trzech ostatnich wyrazów z właśnie zasłyszanej frazy...
albo do mówienia "aha".
chociaż interlokutor mi to utrudnia poprzez rozpoczynanie zdania od:
kto? co? kogo? czego? komu? czemu? kogo? co? z kim? z czym? o kim? o czym? a i wołacza nie opuszcza...
choć dominuje:
a dlaczego? a po co? a czemu?
po dwóch godzinach takiej interakcji mój mózg jest totalnie przebodźcowany, a ja sama czuję się tak, jakby mi kazano skakać na skakance a za brak podskoku karano bodźcem elektrycznym... a że jestem kobietą, tenże sam mózg nie potrafi zignorować ani jednego nastawionego na budowanie relacji  komunikatu rozpoczynającego się od inwokacji: mamo!
ratunku!!!
czy ktoś jeszcze mnie rozumie???

ps. pomimo tego, iż miałam ze sobą karteczkę, ze sklepu zamiast z mąką wyszłam z lizakiem...

Gdy brak deszczu, dzieci się nudzą...

tak, tak, u nas jest zupełnie odwrotnie niż w znanej piosence... :-((
kiedy zobaczyłam Kubę dziś z rana po wczorajszym spacerze (podczas którego ja zużyłam 3 opakowania chusteczek), postanowiłam, że od tej pory wychodzimy tylko w/po deszczu.
czekaliśmy więc na deszcz. i czekaliśmy. i czekaliśmy. i...
a dzieci się nudziły, oj, nudziły...
apogeum nastąpiło już podczas deszczu. niestety był to deszcz z burzą, uniemożliwiającą nam wyjście na dwór. dałam więc dzieciom kartkę do malowania z zamysłem... i tu właśnie zadzwonił telefon. telefon był miły i oczekiwany, więc odebrałam. a w tym czasie...

tego było dla mnie troszkę za wiele na ten dzień i dzieci usłyszały nie to, co powinny :-((

dopiero po chwili, gdy burza przeszła, mogliśmy się wspólnie delektować
wiosną

cieszyć się życiem i uprawiać aktywność fizyczną

dlatego chciałabym z Wami pójść na układ: dla Was gorący majowy weekend, dla nas przelotne deszcze do tego czasu - wchodzicie??

środa, 18 kwietnia 2012

Pierwsza przejażdżka rowerowa

dla niektórych oczywiście pierwsza. większość ekipy już kiedyś na rowerze była...
ale na początek - park maszyn:
tak jechaliśmy:
no, niedługo jechaliśmy. przebieg nie był imponujący...
ale nic w tym dziwnego, skoro nie pozwoliliśmy zawodnikowi przyjrzeć się na początku wadom i zaletom nowego środka transportu...
oględziny wypadły pozytywnie
ale i tak lepiej było na drzewie...
i ładniej chyba...

niedziela, 15 kwietnia 2012

Z ostatnich wiosennych dni

przy okazji chorowania bywaliśmy ostatnio tu i ówdzie, więc należy Wam się kilka zdjęć, a nam wspomnień do wizualnego archiwum...

pyłki sprawiają, że tęsknimy za zimą...
dobra, to taki żart, jakbyście się nie zorientowali...
niektórzy przecież nie mają alergii:
a ci, co mają, jakoś sobie radzą przy wsparciu współczesnej medycyny...
 
i wykonują dobre uczynki:
takie jak uratowanie żuczka i zbudowanie dla niego mobilnego domku. 
nie wspominajmy tu jednak o dalszych losach żuczka...

przenieśmy się lepiej na plac zabaw
wybraliśmy się tam z przyjaciółmi:
pogoda była senna, przedburzowa
a nawierzchnia przyjemnie miękka...
(starsi jednak przebywali na innym poziomie)
co jeszcze? sala zabaw:
 
tam też wybraliśmy się z przyjaciółmi:
i - aby regułom klasycznym stało się zadość - klamrą zamknę ten wpis. na koniec wizyta u przyjaciół:
ja wciąż nie mam pewności, czy właścicielka lokum aby na pewno chce się z nami przyjaźnić, ale...

a czemu tak rzadko się tu pojawiamy?
ano zarobieni jesteśmy! telefony się urywają!
odbieramy po prostu w biegu
a jak trzeba się zająć jakąś papierkową robotą, to też tylko z telefonem przy uchu... taki czas...