niedziela, 27 lutego 2011

Chorujemy

miało tu być kilka fajnych wpisów, które tworzę w głowie, ilustrowanych zdjęciami, które zrobiłam w realu, ale... chorujemy :-(  najbardziej ja, a Kubuś niestety próbuje mi dorównać. on na szczęście na razie nie przyjmuje antybiotyku.
życzcie nam zdrowia!

środa, 23 lutego 2011

Wspomnieniowo

tak mnie naszło...
to zdecydowanie jest mój ulubiony okres...

nie muszę chyba dodawać, że mam ich znacznie więcej?? :-)
ale Kubuś z tego okresu mnie rozczulał ogromnie... a kotek... ech...

2,5

na początek zacznę od podziwu dla siebie - że pamiętałam, że Kuba dziś kończy 2,5 roku.
czy to dużo czy mało? to jest szalenie względne. tak w ogóle, a w szczególności w kontekście takiego malucha, jakim jest Franio. czasem łapię się na tym, że chciałabym, żeby Kuba zapalił lub zgasił światło lub zrobił wiele innych rzeczy, do których jeszcze fizycznie nie dorósł. mylące jest to, że jest taki mądry.

no właśnie, jaki jest Kuba?

z pewnością jego bardzo mocną stroną są zdolności werbalne i wyobraźnia. chłopak jest tak wygadany! wszystko potrafi powiedzieć, w większości mówi poprawnie, buduje złożone zdania i jeszcze bardziej złożone opowieści. absolutnie całkowicie zachwycają mnie jego zabawy z nieistniejącymi stworzeniami i udawanie (od kilku już miesięcy), że jest kimś, kim nie jest, czyli np. ostatnio najczęściej małym kotkiem, który wskakuje na płotek. fascynuje mnie zabawa z lunetą (dowolnym okrągłym, podłużnym obiektem) i dostrzeganie w oddali różnych istot i rzeczy: a to małej myszki lub malutkiego milutkiego kotka, a to statku.
uwielbiam jego dialogi między różnymi postaciami: pieskiem i kosmitą, samochodami, zwierzątkami... przynosi mi różne figurki/samochodziki i pyta: Który Ci się podoba? Ten. Proszę. Trzymaj go, one będą ozmawiać. i nie ma przeproś - muszą prowadzić dialogi.

od zawsze uwielbiam pobudki z nim. to jest coś, co ostatnio, niestety, już nie jest takie rozkoszne, bo ponad połowa mnie jest przyklejona do Frania i nie możemy się z Kubusiem przytulać tak jak kiedyś. ale te pobudki... zawsze w doskonałym humorze, zawsze oko, które się otworzyło, natychmiast zmieniało swój kształt na uśmiechnięty i gotowy do psot. i te okrzyki: Mamo! Pora wstawać! ale też nigdy nie wymuszał - kiedy bywałam skrajnie niewyspana, potrafił spędzić w łóżku i 45 minut, żebym dospała.
i zasypianie... też ostatnio zarzucone :-(  jego ręka zawsze wyszukuje fragment nagiego ciała i po nim wędruje: Podwiń! - to o rękawie, który musi być zawinięty co najmniej do łokcia, żeby Kubuś mógł głaskać rękę. ale oczywiście lepiej jest się położyć obok i pozwolić jego rączkom trzymać mocno za szyję lub łapać oba policzki. szyja jest zdecydowanie the best!
i te poranne teksty, które Wam czasem przytaczam: Mamo, ty jesteś fajna! Lubię cię, mamo! czy można milej zacząć dzień?

no i braterstwo. ale o nim piszę stale, więc wiecie.
i bycie wzorowym przedszkolakiem. kiedy po niego przychodzimy, zazwyczaj dostajemy cudowne informacje zwrotne:
na rytmice Kuba najdokładniej wykonywał polecenia pana, cały czas był aktywny, jako jedyny nie wychodził z zajęć.
na angielskim Kuba jako jedyne dziecko uczestniczył aktywnie w całej lekcji, wykonywał dokładnie polecenia pani, powtarzał słowa.
na tańcu pani stwierdziła, że Kuba najładniej tańczy.
no i śpiewa. i wierszem mówi.

a skoro przy przedszkolu jesteśmy. wypada też opisać obszary problemowe w kontakcie z Kubą. nie jest ich na szczęście wiele.
jednym z nich są wyjścia. Nie chcę iść do klubiku! Nie chcę iść na spacer! Nie chcę iść do kina! Nie chcę iść do sali zabaw! i nie chodzi tu o bycie domatorem. za progiem domu nastawienie zazwyczaj się zmienia i nie ma problemu z dowiezieniem obywatela do atrakcyjnego celu, problem raczej pojawia się podczas namawiania go do odbycia drogi powrotnej :-)
zaskakujący jest też jego odwrót od kąpieli. kiedyś je uwielbiał i sam wylewał sobie wodę z wiaderka na głowę, później zaczął dostawać histerii na myśl o myciu włosów, a teraz w ogóle nie chce wejść do wanny. oczywiście, jak już wejdzie, to nie chce wyjść :-)
innym jest kwestia zasypiania. do dziś fascynuje mnie to, że fizjologia nie zwycięża i Kuba nie położony, nie położyłby się chyba nigdy. do łóżka chyba jeszcze nigdy nie poszedł dobrowolnie. do dziś przy zgaszeniu światła odbywa się płacz i krzyki. do dziś zresztą Kuba budzi się w nocy i trzeba do niego pójść, uspokoić go. nad ranem trafia do nas do łóżka i to mnie akurat niezmiernie cieszy :-)  obecnie trwa (w wykonaniu Taty) etap oduczania Kuby od zasypiania ze smoczkiem. Kuba nigdy nie chodził ze smoczkiem, za to zasypiał prawie zawsze - w dzień i w nocy. kiedyś tylko zasypiał i wypluwał, a od jakiegoś czasu zaczął przesypiać z nim całą noc.
od niedawna też Kuba radzi sobie w zasadzie bez pieluchy, choć wpadki ciągle mu się zdarzają. mnie to zupełnie nie przeszkadza.

jaki jeszcze jest Kuba?

uwielbia czytanie książek. jest chodzącą reklamą popularnej niegdyś serii: Poczytaj mi, mamo. czasem czyta też sobie sam.
sam - właśnie. bardzo ważna umiejętność, doceniana przeze mnie zwłaszcza po urodzeniu Frania. Kuba od dawna umie bawić się sam. najczęściej są to wspomniane już dialogi, ale czasem też fizyczne wygłupy, czytanie książek... potrafi nagle zniknąć z mojego pola widzenia i tylko głos wskazuje mi miejsce jego pobytu. tu na przykład nieoczekiwanie zniknął w tunelu, z którego dobiegał głos pieska i kosmity. zajrzałam:
lubi oglądać kreskówki, ale nie musi tego robić codziennie, sam też ma jakiś wewnętrzny limit, który go ogranicza. zaczyna się to tak: Mamo, chcę oglądać Krecika! Jeden odcinek Krecika i jeden Myszki Miki - tak się umówiliśmy? to "tak się umówiliśmy" wprowadził jakoś tak sam z siebie i zazwyczaj nie pozostawia miejsca na ewentualne przeczenie. przynajmniej mnie tak tym rozbraja, że nie polemizuję, a jeden przeradza się w pięć lub dziesięć :-)  jednak często sam opuszcza stanowisko przy komputerze. a mini mini u Dziadków nudzi go znacznie szybciej. i nie może zrozumieć, czemu tam nie możemy sobie od razu puścić innej bajki.
no właśnie: komputer. Kuba świetnie sobie z nim radzi. w laptopie sam puszcza sobie wybrane bajki i powiększa okno do opcji pełny ekran. potrafi posługiwać się kursorem i przy jego pomocy przeciągać i upuszczać wybrane elementy we właściwe miejsca. obsługa ipada to dla niego w ogóle gratka! puzzle i inne gry - nie ma z nimi najmniejszego problemu! jest w tym coś przerażającego mnie - wiem, że za kilkanaście, kilkadziesiąt lat on będzie żył w zupełnie innej rzeczywistości, z którą ja mogę sobie nie poradzić...

Kuba bardzo lubi wszelkiego rodzaju pojazdy. i świetnie sobie z nimi radzi.
na tym spacerze jeździł po lodzie hulajnogą, ale niestety nie uwieczniłam tego. może jeszcze zdążę przed odwilżą
a propos sprawności fizycznej: Kuba zachowuje się tak, jakby miał lęk wysokości. kiepsko idzie mu wspinanie się po drabinkach, a w domu panicznie boi się, że spadnie ze schodów. choć na domową drabinkę wspina się już całkiem nieźle.

Kubusiowi jest obojętne, w co się ubiera, choć ostatnio zapałał miłością do swojej nowej piżamy. zakładał ją nawet na spodnie

dobrze funkcjonuje z dziećmi, nie walczy o swoje zabawki, potrafi się dzielić, potrafi od dawna bawić się z innymi. lubi też dorosłych, bardziej chyba mężczyzn niż kobiety (choć są udokumentowane wyjątki). zaczepia ich, śmieje się do nich.

wszystkich obszarów funkcjonowania Kubusia i tak nie opiszę, więc na tym może poprzestanę. 

dodam tylko coś, co ostatnio odkryłam. ja nie tylko szaleńczo go kocham. ja jestem w nim absolutnie zakochana. gdybym była troszkę silniejsza, chyba nosiłabym go na rękach...

wtorek, 22 lutego 2011

Studium

wczoraj było pięknie. minus siedemnaście przeszło płynnie w minus osiem plus słońce i wszystko się pięknie skrzyło.
uwielbiam takie dni: razem z chłopakami, bez pośpiechu, bez płaczów, bez napięcia. ze spacerem i ciepłym obiadem.
a potem udało mi się uśpić zmęczonego Kubę. wtedy obudził się wypoczęty Franio. po posiłku zajął się tym:
gapił się w te tulipany i gapił, uśmiechał się, a ja poczułam, jak to będzie już za chwilkę, kiedy będzie rozdawał uśmiechy na prawo i lewo, a najwięcej Bratu (nie mam co do tego wątpliwości!). 
zrobiło się sielankowo. taka dobra, pozytywna energia. 
a potem jeszcze odkryłam Zeszydło (jak to możliwe, że dopiero teraz??) i zrobiło się błogo...

Super!

dziś rano:

Mamo, ty jesteś super!
- Tak? To miło!
Ty jesteś supermenem! I ja też jestem supermenem! Ty i ja jesteśmy supermentami!
- ...

poniedziałek, 21 lutego 2011

Jubileuszowo

w sobotę mieliśmy okazję uczestniczyć w nieco spóźnionym świętowaniu wielce zacnego jubileuszu.
była to zarazem pierwsza większa podróż Frania.

przed oficjalnym świętowaniem:
40 lat razem!
i nieco krócej razem...
konsumpcja
w oczekiwaniu na przebudzenie:
tuż po przebudzeniu:
100 lat...
nieoczekiwane wyznanie:
w ulubionym towarzystwie:
zaraz po przebudzeniu oblegany przez tłum kobiet:
i wszyscy razem:
było miło, uroczyście i... apetycznie!
jeszcze raz gratulujemy i życzymy dużo wspólnych radości!

niedziela, 20 lutego 2011

Urodzinowo

to nie jest prezent. prezentem jest to, że są ocenzurowane :-)
buziaki ode mnie i Chłopaków

poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentynki

- Ja wszystko mam. Mam ciebie, mam Franka, mam tatę, mam słonika, mam misia i dużego misia...
- I kogo jeszcze masz?
- Nie wiem.
- Masz Babcię...
- I dziadka... Ja ich kocham! One są taaakie miłe! One są takie miłe, że ja ich nie mogę pożreć! Dziadek jest taki gruby, że ja go nie mogę podnieść! I Babcia też jest taka gruba, że ja jej nie mogę podnieść.
i pobiegł oglądać bajki w komputerze. ale po kilku krokach się zatrzymał, odwrócił do mnie i oznajmił: 
- Mamo, ty jesteś taaaka fajna! Chodź tutaj do mnie! - to mówiąc, szeroko rozłożył ramiona...

a relacja z Frankiem?
tak jest codziennie...

i jak można by go było nie kochać??

sobota, 12 lutego 2011

11.02.2011.

to podobno jakaś niezwykła data była. że taka symetryczna. coś się miało wydarzyć.
no i się wydarzyło coś niezwykłego: ja się rozchorowałam, a Franek poszedł do lekarza. na szczęście zdrowy.
w miesiąc przytył dokładnie kilogram i waży teraz 3700g.
oświadczam zatem publicznie, że należy mu się rozebranie z ocieplających warstw, bo tłuszcz już jakiś posiada. poza rozbieraniem należą mu się jeszcze spacery, ponieważ to, co uznawałam za katar, pani doktor zdiagnozowała jako sapkę. no i chyba miała rację, bo chłodzenie, nawilżanie i spacery pomagają. inna rzecz, że na katar też pomagają :-)
pani doktor określiła Frania jako bystrego chłopca, z czym się absolutnie zgadzam :-)

jest też silny, co widać na poniższym zdjęciu:
a Kuba go niezmiennie lubi:

skoro już o Kubie mowa - zapytał mnie dziś: mamo, kim my jesteśmy?  Ja, ty, tata - kim my jesteśmy?
- Nie wiem, Kubusiu, a kim my jesteśmy?
- Nie wiem, ty, mamo, powiedz, kim my jesteśmy?
- Ludźmi?
- Nie, kobietami.

piątek, 11 lutego 2011

Kubusiowe historie

od jakiegoś czasu nagrywam fragmenty historii i usiłuję je tu zamieścić, ale blogger nie lubi moich filmików i nic mi z tego ie wychodzi :-(( szkoda to wielka, bo fabuły ich są bardzo bogate. fragment jednej z nich opiszę, a fragment innej zacytuję, tworząc stenogram :-)

zaczęło się od wezwania: chodź ze mną, mała myszko!
ku mojemu zdumieniu okazało się, chodziło o mnie :-)
potem dowiedziałam się, że na kanapie śpi dziadek. to był pewien kłopot, ponieważ to ja chciałam się położyć na kanapie. dziadek został więc wyproszony i już ja - mała myszka - mogłam się położyć.
potem Kubuś wypatrzył jakieś cisteczko. okazało się, że ono jest dla myszki, więc je dostałam. potem wypatrzył małe jajeczko i było o krok od tragedii, bo mała myszka chciała je zjeść, a okazało się, że w nim jest mały kurczaczek. kurczaczek przyszedł do mnie, bo chciał się napić mleczka. potem Kubuś go łaskotał.
jeszcze później dostałam cukierki (niestety, także wyimaginowane), a potem jeżyk przyniósł mi prezent - malutkiego pingwinka. potem jeżyk przyniósł mi list od siebie.
następnie w rakiecie zostali odkryci dwaj przyjaciele - piesek i kosmita. przyszli do mnie i z jakiegoś powodu byli zdumieni. potem piesek był smutny i płakał, bo kosmita zginął i nie można go było znaleźć. było mu przykro. potem - z pomocą myszki przyjaciele się odnaleźli, ale niestety kosmitę bolał brzuszek i poszedł do lekarza.
ach, zupełnie mi gdzieś umknął wątek słonika, który wszystko psikał swoją trąbą.
itd. i itp...
może nie godzinami, ale półgodzinami na pewno :-)

nieco później Kubuś wziął wiaderko, w którym trzymamy jego maskotki i oświadczył:
Jaka wielka wiertara!
po 3 sekundach:
To jest zapalniczka!
po kolejnych 3:
To jest świeczka! A w srodku tort! I rybka. Tort truskawkowy. Lubisz mamo pieczony tort? To ja ci upieczę. Proszę - kawałek pieczonego tortu!


absolutnie zachwyca mnie ta elastyczność!!
stanę na rzęsach, żeby jej nie tłumić!

no i historia ze stenogramu. ostatni jej fragment:

smok wawelski połknął Bolka i Lolka (połykał tylko niegrzeczne dzieci) i oni wołali "pomoc" (to z Krecika) i pojawiła się pomoc - drogowa. rozcięła brzuch smoka i wyskoczyli Bolek z Lolkiem. potem narrator patrzył przez lunetę:
- Ja się ozglądam, czy nie ma jakiegoś samochodu.
- No i co? Jaki efekt?
- Jedzie samochód! 
- Jaki samochód jedzie?
- Mencedes babci jedzie!
- Ach, babci mercedes! I co on będzie robił?
- Babcia nim pojedzie.
- Dokąd?
- Do dziadziusia na wsi. Już pojechała babcia na wsię do dziadziusia i już jej nie ma.
- Już jej nie ma, już pojechała, tak?
- Tak. I przyszedł koczkodan.
- Koczkodan przyszedł?! Do kogo?
- Do ciebie!
- Ojej! Po co on do mnie przyszedł?
- Żeby się zapytać, czy nie ma dźwigu.
- No i co? Jest dźwig czy nie ma?
- Nie, nie ma. Odjechał. Gdzieś pojechał dalej do Warszawy. Ja się ozglądam, czy nie ma jakiegoś quada. Ja się ozglądam przez lornetkę, czy nie ma jakiegoś quada. Ja patrzę przez lornetkę, czy nie ma jakiego quada.
- No i co? Jest jakiś quad czy nie ma?
- Jest!
- Co on robi?
- Przywiezia truskawki.
- Ach, truskawki przywiózł?
- Tak, dla nas!
- To wspaniale!
- Ty zjadłaś od mnie truskawkę, a ja od ciebie zjadłem truskawkę. Dla nas to były truskawki.
/seria nieartykułowanych dźwięków/
- To już był koniec historii, Kubusiu?
- Tak.
- Szkoda. fajna była ta historia, wiesz? O tym smoku i o tym dźwigu, i o koczkodanie, i o betoniarze...
- Śmieciarze...
- O śmieciarze, o Bolku i Lolku i o Szewczyku Dratewce...
- O smoku wawelskim i o pomocy drogowej...

oj, fajna była ta historia, fajna!
żałujcie, że nie słyszeliście intonacji!

to wszystko mówił TEN gość:

środa, 9 lutego 2011

Drugi Pierwszy Miesiąc

miało być długo i uroczyście, ale cóż... Franio świętuje, więc ja nie mam czasu...
to tylko króciutko zdjęcia:
Franio jest najbardziej fotogeniczny z Bratem 
Bratem, który za nim przepada
z mamą mniej fotogenicznie (czytać: mama mniej fotogenicznie), ale za to w pozycji superrelaksacyjnej. tak zwykle śpimy. niestety, ostatnio coraz częściej także w dzień:

wtorek, 8 lutego 2011

Chciałabym...

chciałabym być tamaryną... oj, chciałabym!

a Kubuś namawiany dziś na umycie rąk po przyjściu z przedszkola, oświadczył:
Mamo! myłem dzisiaj ręce cztery razy! Już mam czyste!

niedziela, 6 lutego 2011

Franio

dlaczego nic nie piszę?
ano rzadko mam dostępne obie ręce :-)

miałam tu opisać to i owo z okazji ukończenia przez Frania 4 tygodni, ale jakoś mi nie idzie bez lewicy, więc niech wystarczą Wam zdjęcia:
jeden z pierwszych spacerów:
 z kochanym starszym Bratem:
 w kąpieli:
 we śnie:
 dla fanatyków:
 no i nadal we śnie:
 no comments:
 no i kompletnie nieśpiący:
z Babcią, Dziadkiem i Braciszkiem. Dziadkowie przystrojeni prezentami od Kubusia z okazji ich dni:
 i ten sam skład bez Kubusia:
a na koniec dnia pierwszy spacer w chuście:
pierwszy misiowy spacer w chuście :-)
chusta zadziałała super! po kilku minutach zapłakany Franio pięknie spał. oby tak zostało!
na razie, podobnie jak Kuba, jest nocnym - nomen omen - Markiem