wtorek, 22 lutego 2011

Studium

wczoraj było pięknie. minus siedemnaście przeszło płynnie w minus osiem plus słońce i wszystko się pięknie skrzyło.
uwielbiam takie dni: razem z chłopakami, bez pośpiechu, bez płaczów, bez napięcia. ze spacerem i ciepłym obiadem.
a potem udało mi się uśpić zmęczonego Kubę. wtedy obudził się wypoczęty Franio. po posiłku zajął się tym:
gapił się w te tulipany i gapił, uśmiechał się, a ja poczułam, jak to będzie już za chwilkę, kiedy będzie rozdawał uśmiechy na prawo i lewo, a najwięcej Bratu (nie mam co do tego wątpliwości!). 
zrobiło się sielankowo. taka dobra, pozytywna energia. 
a potem jeszcze odkryłam Zeszydło (jak to możliwe, że dopiero teraz??) i zrobiło się błogo...

3 komentarze:

Sheba pisze...

Naprawde Franio przypomina mi mojego wnuka ,musze zamiescice na blogu kilka zdjec Samuela specjalnie dla porownania.

mama FiK pisze...

bardzo proszę! jeśli geny mogą przenikać transkontynentalnie, to już się cieszę :-))

Sheba pisze...

Ja mysle,ze geny nie maja z tym nic wspolnego,poprostu ja tak widze.Moze i Tobie tez tak sie bedzie widziec.