uwielbiam takie dni: razem z chłopakami, bez pośpiechu, bez płaczów, bez napięcia. ze spacerem i ciepłym obiadem.
a potem udało mi się uśpić zmęczonego Kubę. wtedy obudził się wypoczęty Franio. po posiłku zajął się tym:
gapił się w te tulipany i gapił, uśmiechał się, a ja poczułam, jak to będzie już za chwilkę, kiedy będzie rozdawał uśmiechy na prawo i lewo, a najwięcej Bratu (nie mam co do tego wątpliwości!).
zrobiło się sielankowo. taka dobra, pozytywna energia.
a potem jeszcze odkryłam Zeszydło (jak to możliwe, że dopiero teraz??) i zrobiło się błogo...
3 komentarze:
Naprawde Franio przypomina mi mojego wnuka ,musze zamiescice na blogu kilka zdjec Samuela specjalnie dla porownania.
bardzo proszę! jeśli geny mogą przenikać transkontynentalnie, to już się cieszę :-))
Ja mysle,ze geny nie maja z tym nic wspolnego,poprostu ja tak widze.Moze i Tobie tez tak sie bedzie widziec.
Prześlij komentarz