poniedziałek, 30 listopada 2009

Errata

oczywiście, że zapomniałam.
słów jest więcej.

cyk-cyk - wiadomo, o co chodzi
bardzo zabawne myju-myju
i coś szalenie ważnego w naszym życiu, czyli cycy. jak słyszę to żądanie, to moje wcześniejsze postanowienia idą w kąt. szczególnie jak się pojawia w środku nocy, przy zamkniętych oczach i cieplutkich stópkach...

piątek, 27 listopada 2009

Rozwój mowy

to chyba ostatnia okazja, żeby zanotować, ile słów Kuba umie wypowiadać. ostatnia, bo zaczyna ich przybywać na tyle szybko, że niedługo z pewnością nie spamiętam wszystkich.

Kuba mówi:

mama
tata
Stefcia
babcia
dziadzia
ciocia
dzieci

tu
tam

tak (właściwie "ta")
nie (właściwie "ne")

oko
auto

i nauczył się cmokać, przywołując Stefkę, co jest przekomiczne.
pewnie mi jakieś słowa wypadły, bo jakoś więcej ich słyszę, ale może tylko częstotliwość powtórek mi to sugeruje...

jeśli zaś chodzi o mowę mamy, to... jakby się zwinęła... wydaję z siebie tylko jakieś skrzypienia i piski :-( próbowałam Kubie okazać L4 własnej produkcji, ale się na dokumencie nie poznał i zażądał mojej aktywności na nie zmniejszonym poziomie. no to są efekty...

czwartek, 26 listopada 2009

Żarłocznie

tak, zdaję sobie sprawę z tego, że jak się uważniej przyjrzeć zdjęciu, to wygląda na to, że używamy dość drastycznych metod, aby nauczyć Kubę kulturalnego jedzenia, ale mam nadzieję, że jeszcze tym razem opieka społeczna nam go nie odbierze...dziś po powrocie z przedszkola, Kuba spożywał kaszkę z warzywami. kaszkę kukurydzianą. przegryzał ją chrupkami. chrupkami kukurydzianymi (które po dłuższej przerwie znów są hitem). a na deser dostał...
bo czytałam, że trzeba dziecku urozmaicać jadłospis. a różnorodne formy, to też urozmaicenie, prawda?

a to jeszcze migawka słabo ilustrująca nasze fotelikowe kłopoty. a raczej Kubusiowe kłopoty. albo z jazdą bez choroby lokomocyjnej, ale za to ze zgiętymi nogami albo z wygodną pozycją, ale za to w mało bezpiecznym foteliku, albo... można by mnożyć, bo manewrujemy czterema fotelikami...

Tato, wróć!!

czuję się zobowiązana, aby napisać ten post.
czuję się zobowiązana, bo Kubuś wyraża to całym sobą, czym mnie absolutnie wzrusza.
kiedy Taty nie ma kolejny dzień (tak jak dziś), Kuba poszukuje go wszędzie.
jak się budzi: Tata!
słyszy jakiś hałas: Tata!
podjeżdża samochód: Tata!
ale dziś już absolutnie mnie wzruszył: czytałam mu na dobranoc książkę "Lalo gra na bębnie", której słucha zazwyczaj z zadziwiającą uwagą (jeszcze raz dziękujemy darczyńcom!), a dziś przy czwartej stronie zaczął szukać czegoś na poprzednich kartkach. czego? na pierwszej stronie "Mama śpi, Tata śpi", a do tego odpowiednie ilustracje...
jeśli to nie chwyciło Taty wystarczająco za serce, przytaczam następne argumenty: Kubuś widzi Tatę we:
wszystkich postaciach męskich:wszystkich postaciach w okularach:
absolutnie nie ma w tym żadnej mojej inicjatywy, że przy posiłkach i w tak zwanym międzyczasie, woła "Tata!!" wskazując powyższe ilustracje...

środa, 25 listopada 2009

Nowe hobby

w Kubusiu walczą obecnie dwa dominujące zainteresowania. zainteresowania walczą (nie tak jak w przypadku czytania i rowerowania), ponieważ są wzajemnie wykluczające się, jako że jedno boi się drugiego (choć drugie pierwszego raczej nie).
w powyższym ujęciu to jest drugie:a to jest pierwsze, dotychczas realizowane jedynie na spacerach zewnętrznych:
postawa psa nie jest chwilowa ani przypadkowa. ona mówi: NIGDZIE dalej nie pójdę! ANI KROKU!
a mina młodego człowieka mówi: CHODŹ!!
tu na przykład: chodź, Stefciu, coś Ci pokażę:to są moje magnesy, widzisz?
i powiedziałabym, że nie wiem, czemu pies uciekł, kiedy tylko nadarzyła się okazja, bo wiem...
ale radość Kubusia na widok Stefci, kiedy wrócił z przedszkola... bezcenna!

poniedziałek, 23 listopada 2009

12+4

Kuba skończył dziś 16 miesięcy.
od rana był słodki. szalenie słodki (nie lubię tego określenia, ale nie potrafię znaleźć nic, co lepiej odda jego słodycz :-)). miałam nawet taki pomysł, żeby go nie zawozić do przedszkola - tak nam było dobrze razem. ale się troszkę opamiętałam i go zawiozłam.
ale zanim go zawiozłam, zrobiłam mu trochę zdjęć.
najpierw - dokumentujące jego twórcze podejście do zabawy:fajnie jest naraz korzystać i z rowerka i z książki!
a potem Kuba się ubierał. całkowicie z własnej inicjatywy! i nawet dobrze mu szło!
na końcu bieg do mamy. bieg do mamy jest rozkoszny! ja się rozpływam...
w ogóle Kuba pięknie wyraża całym sobą, jak się cieszy na mój widok. no, może nie w przedszkolu... ale jak mnie w domu nie widzi przez jakiś czas, to jego radość jest nie do ukrycia:-)

a do jego repertuaru weszło nowe sformułowanie:
o, tu!
o, tam!
i tak może przez pół dnia. chciałabym mieć tyle entuzjazmu! chociaż... właściwie mam. dla niego.
więc na koniec coś wspólnego i pięknego. wcale nie słodkiego :-)
(buźkę Kuba sam sobie zasłonił moją ręką)

W przedszkolu

w przedszkolu Kuba czuje się jak ryba w wodzie. już zupełnie z nim nie zostaję :-((
odbijam to sobie, kiedy go odbieram :-)
dziś zrobiłam małą sesję, odbierając go. byłam pod wrażeniem!
dziewczyny bardzo się garną do zdjęcia z nim!
jedno bez towarzystwa:

A w niedzielę

a w niedzielę znowu Tonia. taka podrośnięta. zupełnie inna Tonia.
jedna mała dziewczynka, a tyyyle bałaganu! twórczego bałaganu oczywiście!Kuba cichutko w kątku coś sobie pogryzał...
Tonia, ta Tonia, przyjechała oczywiście z Romkiem. chłopcy przez moment ładnie się bawili razem:

Na Freta

a właściwie na Chmielnej. napadły na nas fretki. Kuba był zafascynowany, choć trochę się bał:a potem poszliśmy do kawiarni, żeby się ukulturalnić:
i ubawić:
z błyskiem flesza wyglądało to tak:
wyglądało fajnie, bo chłopcy podobni: blondyni, lokowani, pogodni. a, chłopczyk był nieznany.

W piątek

w piątek pojechaliśmy odwiedzić małą Tonię i Piotrka. jak przyjechaliśmy, okazało się, że Tonia przebywa w objęciach Morfeusza, a nas powitał Piotrek z Lidką:objęcia Morfeusza wyglądały tak:
a później przyszły ze szkoły Ewa i Zosia:
zatem był komplet!
Tonia zmieniła się w małą Mikołajkę:
a potem nagle objawił się nie taki już mały Mikołaj :-)

czwartek, 19 listopada 2009

Dzień (bez) zdjęć

z niecierpliwością czekam na moment, kiedy wreszcie każdy z nas będzie mógł sobie zamontować aparat fotograficzny w oku i będzie można wrzucić na bloga wybrane kadry z życia codziennego. pozbawiona takiej możliwości, ubolewam czasem nad uciekającymi kadrami. z drugiej strony jest coś szalenie pociągającego w tej ulotności, przemijalności chwili. gdyby można było wszystko zarejestrować, prawdopodobnie trudniej byłoby się cieszyć wszystkimi tymi momentami aż tak.

po dwóch tygodniach przerwy w przedszkolu, Kubuś miał pierwszy dzień dość trudny, płaczliwy, a kolejne już po staremu, co bardzo mnie cieszy. kiedy przyszłam dziś po niego (oczywiście po namyśle zostawiając aparat w domu), zastałam go siedzącego za stołem, w otoczeniu swoich niewielkich rówieśników i wcinającego makaron. widok był piękny! jakby wyjęty z bajki o krasnalach. dowiedziałam się też, że Kubuś odzyskuje apetyt, co po ponad dwóch tygodniach na mleku mamy i rozpuszczalnych kaszkach cieszy mnie bardzo.

w domu też było co fotografować: np. jak Kubuś bierze prysznic na sucho, jak myje tymże prysznicem swoją lalę, jak przekomarza się ze Stefą, zwodząc ją smakołykiem, którego jej w końcu nie daje, no i jak całą parą w płucach krzyczy przez pół dnia: tataaaaaa! tataaaaaaa! tatooooo!!!!!!!!!! choć to ostatnie stosunkowo trudno na zdjęciach uchwycić...

to, co ja najbardziej lubię w jego wykonaniu (choć wybór jest trudny) to poranki, kiedy jest przesłodki, przeuroczy, roześmiany, przytulny, zaczepny... to jedno rekompensuje mi nieprzespane noce. no i komunikowanie bieżących odkryć: "o!" uwielbiam to: książeczka, samochód, czajnik, ptaszek, łyżka...: "o!". nośne! krótkie, wymowne - uwielbiam ten lakoniczny przekaz.

w ogóle lubię nasze ostatnie dialogi:
- Kubusiu, co Ty tam znowu wyciągnąłeś??
- To!

- Kubusiu, gdzie Ty tam znowu idziesz?
- Tam!

- Kubusiu, kto tu rozsypał tę kaszę?
- Tata!!
i wszystko jasne...


ostatnio uczymy Kubusia pewnej dyscypliny, co skutkuje tym, że Kubuś odłożony do łóżeczka wieczorem, wybucha rozdzierającym szlochem, po około minucie milknie i niedługo potem zasypia. sam. całkiem sam. sam w pokoju. nie ukrywam, że trochę mi się serce kraje, ale fakt, że trwa to minutę, sugeruje mi, że krzywda wielka mu się nie dzieje.

no i gwoli dokładności donieść tu należy, że Kubusiowi wyrżnęła się już kolejna czwórka. jeszcze jedna na horyzoncie i czekamy na te trójki, które ponoć są utrapieniem...

środa, 18 listopada 2009

Młody technik

nadszedł czas, aby nabyć dodatkowy mebel na rzeczy Kuby, co być może pozwoli utrzymać większy porządek w dziesiątkach zabawek.
mebel należało skręcić.
skręcającemu należało pomóc:
Kuba wykazywał własną inicjatywę:
oto efekt jego samodzielnych działań:
ale nie jest tak, że nakłaniamy go tylko do budowania, kierowania, skręcania...
uczę go też utrzymywać porządek, a jak chce, bawimy się lalą (od niedawna):
zdumienie Kubusia budzi to, co lala ma zamiast siusiaka. Tata stwierdził, że jest to "technologiczna dziurka". być może. w każdym razie zdumiewa.