piątek, 31 stycznia 2014

Wspomnień czar...

 
 
nie wiem, co prawda, co wspomina Franek, który smoczka nigdy nie używał...
za to Kuba w swoim żywiole - jakby nigdy nie przestał...

Na śniegu. Też profesjonalnie

jest okrutnie zimno. temperatura odczuwalna u nas to ponoć minus 16. jak już pisałam, to Kuby nie zniechęca do tarzania się w śniegu. przybiega tylko do domu, prosząc, żeby zawiązać mu szalik na twarz i nos i leci z powrotem. wow...
ja nie miałam przyjemności widzieć go w zimowej akcji w przedszkolnym ogrodzie, ale inni mieli:
 ten ogród był bezpośrednią przyczyną wyboru tego właśnie przedszkola. nie ukrywam, że od razu oczyma wyobraźni zobaczyłam w nim taką właśnie zimę...

czwartek, 30 stycznia 2014

Dzień Babci i Dziadka profesjonalnie

dobrze mieć fotografa w rodzicielskim gronie...
dlaczego Janek dłubał Kubie w uchu podczas wygłaszania swojej kwestii, tego nie wiem...
wiem natomiast, że swoją kwestię Kuba wygłosił pięknie! głośno, wyraźnie, powoli.
tu Janek dokonuje pogłębionej prezentacji :)
a to zdjęcie jutro przechodzi do historycznych... :(

środa, 29 stycznia 2014

Kuba. Nasza gwiazda.

a jakże by inaczej!
Kuba zdecydowanie jest ostatnio gwiazdą. nie wiem, czemu to przypisywać. zmieniło się w dniu, kiedy miał ostatnie szczepienie antyalergiczne. czyżby mu podawali coś dodatkowego bez mojej zgody? w każdym razie mają moje błogosławieństwo :)
zaczęło się od tego, że 2 tygodnie temu planowałam jednodniowy rajd po specjalistach z dwójką dzieci. w planie uwzględniłam relaksację mamy przy mango lassi, kawę lub cokolwiek w dowolnej cenie, jako że wiedziałam, że będę tego potrzebować. i co? i nic! dzieci jak z jakiegoś propagandowego czasopisma - zadowolone, uśmiechnięte, karne - chciałoby się powiedzieć... robiły wszystko, co powiedziałam, w dodatku bez marudzenia, a Kuba bez jęczenia (!). byłam tak zaszokowana, że mango lassi potrzebowałam jeszcze bardziej, albowiem spodziewałam się, że to taka zmyłka tylko tuż przed tym, jak matce dadzą w kość. nic takiego nie nastąpiło. i od tej pory (a mija już 13 tydzień) moje dzieci są modelowymi dziećmi i modelowym rodzeństwem. nie wiem, doprawdy nie wiem, czemu to przypisywać. a szkoda, bo zbiłabym fortunę.

Kuba bawi się z Frankiem godzinami, dogaduje się z nim, troszczy się o niego, w przedszkolu żałuje, że nie będzie z Frankiem... dziecko - marzenie każdej matki. brat - marzenie każdego dziecka.
NIE JĘCZY. no nie tak, żeby zero - bądźmy uczciwi. ale to jest promil. no, może procent. jeden.
ubiera się sam i leci na śnieg. nawet przy minus 10 plus wiatr. a, sam leci, oczywiście. matka nie jest chętna. nawet przy minus 5...
stosunkowo łatwo odrywa się od gier, bajek. jak ogląda bajki, negocjuje z Franiem, co będą oglądać, "czyja" to będzie bajka.

czyta. wszystko, co mu wpadnie w oko. nie, jeszcze nie książki, ale dużo przegląda sam i na przykład czyta nazwy dinozaurów lub gadów, których nie zna, nazwy pojazdów z książek a la encyklopedia techniki, polecenia do zadań, tytuły książek w bibliotece, a czasem i Franiowi jakieś proste treści z książeczek dla dzieci. zaczyna powolutku czytać po angielsku (ach, te multimedia...)
pisze. koślawo i kulfonowato, ale napisze wszystko, co chce.
liczy. że wie, ile to jest 1600 - 600, to się nie zdziwiłam - wiedziałam, że wydedukuje. ale że zaraz potem policzył, ile to jest 1600 - 700, to mnie zadziwiło.
uwielbia pojęcie nieskończoności. to od dawna właściwie, tylko teraz stało się ono jakieś namacalne (no, jak to nieskończoność... namacalna do bólu :) zrozumiałe, powiedzmy). pyta na przykład: mamo,  prawda, że nieskończoność dodać sto to jest nieskończoność? a nieskończoność dodać nieskończoność to też nieskończoność, prawda? aż strach myśleć, co będzie, jak dalej będzie się tak rozwijał :)
zazdroszczę mu, nie ma co ukrywać :)
no i mówi nadal pięknie. muszę, po prostu muszę (piszę to, żeby się zmobilizować) zacząć zapisywać. bo używa pięknego języka. pięknych, bogatych sformułowań.

fajny ten nasz Kuba.

piątek, 24 stycznia 2014

Dzień Babci / Dzień Dziadka

 
musieli przejechać prawie 200 km. ale ponoć było warto.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Dzisiaj. Zaczarowani.

- Mama, chciałbym mieć magiczne krzesło.
- I co byś wtedy wyczarował?
- Ciuchcię mechaniczną na pilota niezniszczalną dla Franka. 
Dinozaura na pilota niezniszczalnego dla mnie. 
Kwiatek czerwony dla ciebie.
A dla taty księgę magii.
I sprawiłbym, żebym nie miał już żadnego uczulenia.

też bym sprawiła, Synku. żebyście byli zawsze zdrowi.

a tymczasem chyba sama usiadłam na magicznym krześle. nie mogę tylko przypomnieć sobie, jak dokładnie brzmiało wypowiedziane / pomyślane życzenie. żebym przestała na nich warczeć? żebym przestała na nich krzyczeć? żeby byli grzeczni?? żeby się dogadywali? żeby nie jęczeli? żeby... żeby byli idealni?
od pięciu dni kontakt z nimi to prawdziwa przyjemność. nie wiem, czy nie zacząć ich ciągać gdzieś na jakieś pokazy. "rodzeństwo bez rywalizacji"? igraszki! "modelowe rodzeństwo" - to o nich. tak, wiem, że to minie. ale na razie się upajam.
na przykład dziś.
na zdjęciach powyżej godzina piętnasta.
na zdjęciach poniżej godzina siedemnasta.
tak, to są piżamy.
nie udało im się ich zdjąć. cóż za oszczędność czasu! mogliśmy przeznaczyć go na zabawę i zajęcia w podgrupach. tlen? bez przesady, przereklamowany!

tyle godzin razem i żadnych awantur. jak wariactwa, to tylko pozytywne. żadnych roszczeń, jęczeń i marudzenia. uwaga! ŻADNEGO KOMPUTERA w ciągu dnia!!

to dzisiejsze niewychodzenie to był ewenement (jestem przekonana, że dzięki temu któreś z nas się nie połamało) - przez ostatnie dni fascynuje mnie ich jakaś samoregulacja: wychodzą na dwór z własnej inicjatywy, ba! Kuba sam się ubiera całościowo. i wchodzi w ogromne zamarznięte kałuże po same łydki... ten sam Kuba, który tak często marudzi... ten właśnie Kuba siedział wczoraj po ciemku w tej kałuży, na wietrze, klęcząc w wodzie i nie przejmując się przenikliwym mrozem. nie chciał wracać. został sam po ciemku w ogrodzie! ech...
przypisałabym to działaniu nowego leku antyhistaminowego, gdyby nie to, że najpierw nastąpiła zmiana Kubusia, a potem zmiana leku.

to jeszcze tekst z dziś:
- Dobra, Kuba, to Ty pozbieraj te piłki do pudełka, a potem zapalimy w kominku.
- Dobra!
po chwili:
- A dlaczego to TY decydujesz, co będziemy robili??

no właśnie. doceniłam tę refleksję.
i zaraz usłyszałam:
- Mama sprząta! z diabelskim uśmiechem, słyszalnym w tle.
z czyich ust? tak, to oczywiście Nianio - niezawodny w takich sprawach!

i do wieczora było bossssko....

Bracia. Razem.

po prawie miesięcznym kryzysie znowu w komitywie.