poniedziałek, 20 stycznia 2014

Dzisiaj. Zaczarowani.

- Mama, chciałbym mieć magiczne krzesło.
- I co byś wtedy wyczarował?
- Ciuchcię mechaniczną na pilota niezniszczalną dla Franka. 
Dinozaura na pilota niezniszczalnego dla mnie. 
Kwiatek czerwony dla ciebie.
A dla taty księgę magii.
I sprawiłbym, żebym nie miał już żadnego uczulenia.

też bym sprawiła, Synku. żebyście byli zawsze zdrowi.

a tymczasem chyba sama usiadłam na magicznym krześle. nie mogę tylko przypomnieć sobie, jak dokładnie brzmiało wypowiedziane / pomyślane życzenie. żebym przestała na nich warczeć? żebym przestała na nich krzyczeć? żeby byli grzeczni?? żeby się dogadywali? żeby nie jęczeli? żeby... żeby byli idealni?
od pięciu dni kontakt z nimi to prawdziwa przyjemność. nie wiem, czy nie zacząć ich ciągać gdzieś na jakieś pokazy. "rodzeństwo bez rywalizacji"? igraszki! "modelowe rodzeństwo" - to o nich. tak, wiem, że to minie. ale na razie się upajam.
na przykład dziś.
na zdjęciach powyżej godzina piętnasta.
na zdjęciach poniżej godzina siedemnasta.
tak, to są piżamy.
nie udało im się ich zdjąć. cóż za oszczędność czasu! mogliśmy przeznaczyć go na zabawę i zajęcia w podgrupach. tlen? bez przesady, przereklamowany!

tyle godzin razem i żadnych awantur. jak wariactwa, to tylko pozytywne. żadnych roszczeń, jęczeń i marudzenia. uwaga! ŻADNEGO KOMPUTERA w ciągu dnia!!

to dzisiejsze niewychodzenie to był ewenement (jestem przekonana, że dzięki temu któreś z nas się nie połamało) - przez ostatnie dni fascynuje mnie ich jakaś samoregulacja: wychodzą na dwór z własnej inicjatywy, ba! Kuba sam się ubiera całościowo. i wchodzi w ogromne zamarznięte kałuże po same łydki... ten sam Kuba, który tak często marudzi... ten właśnie Kuba siedział wczoraj po ciemku w tej kałuży, na wietrze, klęcząc w wodzie i nie przejmując się przenikliwym mrozem. nie chciał wracać. został sam po ciemku w ogrodzie! ech...
przypisałabym to działaniu nowego leku antyhistaminowego, gdyby nie to, że najpierw nastąpiła zmiana Kubusia, a potem zmiana leku.

to jeszcze tekst z dziś:
- Dobra, Kuba, to Ty pozbieraj te piłki do pudełka, a potem zapalimy w kominku.
- Dobra!
po chwili:
- A dlaczego to TY decydujesz, co będziemy robili??

no właśnie. doceniłam tę refleksję.
i zaraz usłyszałam:
- Mama sprząta! z diabelskim uśmiechem, słyszalnym w tle.
z czyich ust? tak, to oczywiście Nianio - niezawodny w takich sprawach!

i do wieczora było bossssko....

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jak ja za wami tęsknię! Takie sceny, tacy bracia, taki czas.. :) I.

mama FiK pisze...

za MNĄ, moja droga, za MNĄ.
:)