niedziela, 19 stycznia 2014

Nianio

trochę długo zwlekałam z tym postem urodzinowym...

Nianio.
Nianio, jaki jest, każdy widzi - można by rzec... można by, gdyby nie fakt, że akurat każdy nie widzi, jaki on jest. nawet ja nie widzę. matka czyli. Nianio jest złożony. któż nie jest? fakt. ale Nianio... Nianio jest jakoś tak złożony inaczej.

no bo

Nianio od zarania śmieje się i płacze nawet nie na przemian, a naraz. zupełnie równocześnie. złożone? moim zdaniem złożone. nawet najtęższe umysły psychologiczne (tak, znane niektórym, znane...) nie znalazły jeszcze przekonującej interpretacji tego zjawiska. maleńki Franio patrzył w lustrze na siebie płaczącego i zaczynał się śmiać. Franio trzyletni czyni podobnie.
ostatnio klaruje mi się, że to ma jakiś związek z byciem w centrum uwagi. że kiedy ktoś zwraca na Frania uwagę na poważnie, Franio tego nie wyrabia i głupkuje.
to mi się łączy z jego zachowaniem podczas wigilii. do niedawna Nianio uwielbiał śpiewać "Sto lat", udawać, że są jego urodziny itp. ale nagle okazało się, że jak naprawdę ma się urodziny albo jest się beneficjentem Mikołaja (można być beneficjentem Mikołaja? nie, ale Nianio pewnie może), to staje się w centrum uwagi, wszyscy na Ciebie patrzą i reakcja staje się publiczna. Nianio, kiedy wreszcie natknął się pod choinką na pierwszy prezent dla siebie, a nie dla innych, rozpłakał się. ewidentnie z nadmiaru emocji, z nieradzenia sobie z napięciem, z bezradności. kiedy prezentów przybywało, Nianio zamarł, przestał się poruszać, zerwał kontakt wzrokowy z towarzystwem i dopiero po chwili doszedł do siebie na tyle, żeby brać kolejne prezenty pod pachę. ktoś przytomny podarował mu worek, tam Nianio upchał prezenty i one tam sobie tkwiły, a on tkwił z nimi. tkwili tak cztery doby. to znaczy Nianio nieco krócej, nie był do nich jakoś fizycznie przywiązany, ale prezenty wyjął dopiero po czterech dniach.

Nianio jest też jednocześnie nieśmiały i odważny w kontaktach z ludźmi. nieśmiałe dziecko wiadomo jak wygląda - chowa się za nogę, odmawia odpowiedzi na głupie pytania, nie mówi be ani me. i jednocześnie Franio idzie do pani sprzedającej ciasteczka w kafejce i swoją arcytrudną do zrozumienia mową załatwia za darmo porcję ciastek dla siebie i drugą dla brata. kiedy indziej zaś idzie do pani kasjerki w ogromnej hali bufetu IKEA i próbuje załatwić obranie mu jabłuszka, bo taki ma akurat kaprys. nie załatwił, bo pani była niekumata i mowy ciała nie pojęła, ale próbował z przekonaniem i zaangażowaniem godnym ważniejszej sprawy.

no właśnie: mowa. powiem krótko: Franio gada jak potłuczony. czyli spełniło się moje marzenie o dziecku, które tak słodko gada, ma swoją własną wymowę, przekręca słowa itd. Franio nie przekręca słów. Franio tak przekomicznie gada, że zrozumieć go trudno, ale ja mam tu kompletny luz, wiem, że to zaraz minie i będzie standardowo, ale na razie jest cudnie.
papa! dzedzenia! - standardowe pożegnanie w przedszkolu.
ciocia Mimika - opiekunka w tymże przedszkolu.
mo-mo-mo - to nadal dżem, jak i malowanie oraz truskawki :)
dziadzianka - niespodzianka
to kilka słów (?), które naprędce sobie przypomniałam, a które można zapisać. ale nie to jest rozczulające, tylko całokształt tej niezrozumiałej wymowy...

wymowa to jedno, ale zdolność opisu...
kiedy Franio chce coś opowiedzieć/wytłumaczyć, opowiada historyjkę. wczoraj na przykład pytam: Franio, Ty mnie wołałeś?
ta, bo ja tak: i tu dziecię układa się na schodach, początkowo układając delikatnie swoją potylicę na jednym ze schodków, a potem obrazowo wali nią w tenże schodek (bo ja tak) i potem "mama! mama!" - ja tak! no i wszystko mam: poślizg, upadek, głową w schody, wołanie mamy, która nie usłyszała. relacja wcale nie obliczona na politowanie. opowiedziane, załatwione, można lecieć bawić się dalej. bo Nianio ma tak, że jak nic się nie stało, to się nie stało i nie ma co się użalać. czasem słyszę, jak gdzieś grzmotnął, spoglądam niepewnie i słyszę nic nie stało. choć przypuszczam, że nie potrwa to wiecznie i Franio uczyni kiedyś ze swoich zdolności aktorskich świadomą kompetencję i będzie wykorzystywał je na użytek korzyści osobistych. póki co, umiejętnie pokazuje tylko, że nie jest w stanie czegoś zrobić - a to osuwając się na podłogę, a to sięgając po to, co nieosiągalne (na przykład stojącą 20 cm od niego szczoteczkę do zębów), pokazując jasno, że oczekujemy od niego rzeczy obiektywnie niemożliwych.

jest też Nianio silny. widać to między innymi w tym, co akurat piszę. Nianio - co to w ogóle jest? no ale Nianio mówi Nianio, więc wszyscy się dostosowali. Nianio przez długi czas miał brata o imieniu Ała i wszyscy mówili Ała, jak Polska długa. od niedawna jest Kuba (lub Puba) i wszyscy się przestawili. Nianio rules.

nie wiem, na ile łączy się z powyższym fakt, że Nianio chodzi w pieluszce. po prostu absolutnie odmawia zaprzyjaźnienia się z nocnikiem lub sedesem. wiem, że już jest na to gotowy w jakimś sensie, ale jeszcze nie podjął tej decyzji. jestem przekonana, że z tym będzie jak z chodzeniem - jak zaczął chodzić, to od razu pobiegł. ale byłam też przekonana, że to jednak nastąpi wcześniej, ale nic z tego... wojować z nim nie mam chęci.

no i tak. opisałam 1 promil Niania.

zapraszam do galerii:

 tu ze swoją ukochaną Niną:
 tu ilustracja twórczego podejścia do rzeczywistości:
 tu... no nie wiem, co tu :)
 tu PO zajęciach muzycznych. bo w samych zajęciach udziału nie bierze...
 tu? śpi.
 tu ukochane pociągi.
tu z Prababcią, do której ma jakąś ogromną słabość. wiecie, jak dzieci "uwielbiają" takie obściskiwania - Franio zawsze daje się obściskiwać Prababci.
a tu kwintesencja Frania: 
on po prostu ma w sobie wszystkie barwy.

Brak komentarzy: