piątek, 29 maja 2009

Krótko

dzisiaj będzie krótko:
UWIELBIAM MOJEGO SYNA!!

wizualnie zaś, proszę, nieco dłużej:

wtorek, 26 maja 2009

Dzień Matki

26 maja stał się bardzo ważnym dniem w kalendarzu. Świętem.

sobota, 23 maja 2009

10 miesięcy

mój ukochany synek skończył dzisiaj 10 miesięcy. uświadomiło mi to, że to ponad 300 nocy, z których ani jednej nie przespałam w całości.. i na szczęście ponad 300 poranków, z których większość witaliśmy w pogodnych nastrojach, a ostatnie kilkadziesiąt, wysłuchując radosnego gaworzenia młodego człowieka. to rekompensuje wszystko. a głośny śmiech? to też wynalazek, który uruchamia uwalnianie się endorfin w ilościach zalewających mózg. a czasem i oczy. taki śmiech dużego niemowlęcia jest nieprawdopodobny. ja przynajmniej zapominam przy nim o wszystkim złym - gorszych momentach, chorobach, zmęczeniu...

a co Kubuś zyskał w ostatnim miesiącu? umiejętność raczkowania, umiejętność samodzielnego stania przy meblach i obchodzenia wkoło różnych przedmiotów, piątego zęba, odporność na nowe choroby, nienajgorsze doświadczenia szpitalne i lęk separacyjny. to ostatnie nie w wyniku spotkań ze służbą zdrowia, tylko już wcześniej. objawia się to histerią na widok mamy, czasem nie przechodzącą nawet u niej na rękach... a nie daj Bóg, kiedy kierunek przemieszczania jest odwrotny: od mamy do kogoś innego (nawet ukochanego Taty!)! ryk potworny! który dość szybko przechodzi, kiedy mama całkowicie znika z pola widzenia. ale niech tylko się pojawi znów! nawet najlepsza zabawa nie uchroni gardła przed głośną wokalizacją... tak więc ostatnio odczuwam szczególnie ten słodki ciężar...

a co szczególnego stało się dziś? dobra, niech się mój syn wyrzecze mnie w przyszłości, i tak opiszę naszą dzisiejszą przygodę ;-)
po tym, jak Kubuś uciekł z gołą pupą w połowie procedury przewijania, podszedł do krzesła, stanął przy nim i... no, jakby to ująć... no, świeżo uprany dywan uległ zabrudzeniu :-) skarpety też. na zdjęciu tego nie mam...

a co mam, to dam:
tak wyglądał nasz poranek. bardzo wczesny poranek.
a tak poźniejszy poranek:
i wersja eksportowa:
oraz domowa:
a tak Kuba zareagował na widok Dziadka:
tak się przytulał do Babci:
a tak ulegał ucałowaniom rzeczonego Dziadka
z mamą oczywiście zdjęć brak :-( coś za coś :-)

a Tata w tym czasie...czyli każdy ma to, co lubi??

środa, 20 maja 2009

Szpitalne klimaty

dobrze, że mogę napisać z pewnym odroczeniem czasowym a zatem i dystansem. a właściwie dobrze, że to już za nami i żyjemy w rzeczywistości nieszpitalnej.
a było to tak:
w piątek wybraliśmy się z Kubusiem do Poznania z zamiarem spędzenia bardzo miłego wypoczynkowego weekendu. gazety nawoływały "Noc muzeów w Poznaniu i w Gnieźnie. Nie prześpij jej!". tak też planowaliśmy. wzięliśmy Kubusiowi i rękawiczki i ciepły kocyk, jako że miał zwiedzać nocą miasto. i co? jak tylko wysiedliśmy z samochodu, zaczęło się :-(( początkowo myśleliśmy, że to może choroba lokomocyjna. nawet kiedy objawy powtórzyły się po kilku godzinach, nadal gotowi byliśmy kłaść je na karb podróży. ale kiedy wróciły po kilkunastu godzinach, bez namysłu pojechaliśmy do szpitala.
szpitale w Polsce to jest jakaś osobna kategoria - spróbuję się na ten temat nie rozpisywać, jednak parę słów komentarza pozwolę sobie zamieścić. w pierwszej chwili zafascynowało nas to, że kiedy Tata próbował zarejestrować Kubusia w izbie przyjęć, usłyszał "niech pan zapyta panią doktor, czy państwa przyjmie". zastanawialiśmy się, jaka jest alternatywa. "mam już dość widoku odwadniających się niemowląt"? czy też "jedźcie państwo do Gniezna, tam też jest dziś noc muzeów"? na Boga! przyjechaliśmy w 10-miesięcznym niemowlęciem, które wymiotowało i miało biegunkę! Tata darował sobie pytanie.
całe szczęście, że pacjentem, z którym przyjechaliśmy był właśnie Kubuś. zaraz uwiódł panią doktor i do końca pobytu była już dla nas całkiem miła. potem uwiódł pielęgniarkę. potem laborantkę, która była pod wrażeniem jego dzielności - nie rozpłakał się wcale przy pobieraniu krwi z palca. a potem jedną z pacjentek - raczej młodą kobietę niż dziecko. to wszystko było bardzo miłe, bo było widać, że kiedy przechodzi najgorsze, Kubuś odzyskuje cały swój humor i wdzięk.
po założeniu wenflonu, Kubuś już padł wyczerpany i dużą część kroplówki przespał.
my mogliśmy przez te kilka godzin poobserwować różne ciekawostki. np. taką, że na tablicy informującej, ile czasu zajmie oczekiwanie na wizytę w gabinecie, można było odczytać "ok. 190 minut", podczas gdy realnie było to ok. 20-30 minut. trudno uwierzyć, że tablica ta miała inny cel niż odstraszanie nieasertywnych pacjentów...
inną sprawą było wiele miłych pań, które tam spotkaliśmy. panie pielęgniarki były baaaardzo miłe dla Kubusia i rozmawiały Z NIM, a nie tylko z nami, co mnie absolutnie zachwyciło. co więcej - opowiadały mu, CO BĘDĄ ROBIŁY. tak, to jest zmiana w pożądanym kierunku. naprawdę cieszyłam się, że mam dziecko teraz a nie 20 lat wcześniej.

niestety, w niedzielę, po powrocie ze szpitala nie było dużo lepiej. ale gorzej też nie. dostałam przykazanie, aby karmić Kubusia małymi porcjami i to było największe wyzwanie! Kubuś odstawiany od piersi przed zaspokojeniem głodu płakał naprawdę żałośnie :-(( czułam się z tym fatalnie. w każdym razie nocy muzeów zdecydowanie nie przespaliśmy...

z trwogą w sercu wsiedliśmy w samochód i wróciliśmy do domu. 4 godz. drogi z chorym dzieckiem i nienajlepszym samopoczuciem własnym - to było wyzwanie. okazało się jednak, że wybraliśmy najlepszą możliwą porę - Kubuś spał prawie całą drogę i obyło się też bez objawów chorobowych. kiedy dojechaliśmy na miejsce, dopadło za to nas wszystkich, a w Poznaniu ciocię i wujka :-((
noc była spokojna i napawała optymizmem, ale dzień znów przyniósł pogorszenie, dlatego ponownie zdecydowaliśmy się na szpital. tym razem w Grodzisku Mazowieckim. cieszy nas, że czasysą już lepsze, szpitale są wspaniale wyposażone, personel coraz milszy, jednak nadal oburzają ciągnące się godzinami procedury administracyjne, przyprawiające przy małym dziecku o chęć mordu... aby dziecko mogło przyjąć kroplówkę (ok. 2,5 godz.), spędziliśmy tam czas od ok. 13:30-14:00 do ok. 21:00... jednak pomimo marnowanego czasu pobyt w Grodzisku nie był dużym stresem, tylko dłużyzną.
to był poniedziałek.
we worek skończyły się już objawy i można byłoby powiedzieć, że Kubuś jedynie słaniał się na nogch, gdyby w ogóle na te nogi stanął. od dwóch dni nie ma siły i najchętniej przebywa na rękach. mamy rękach. ale powolutku już wraca mu humor i liczymy na to, że jutrzejszy dzień będzie już dużo dużo lepszy.

a teraz krótka relacja foto.
w sobotę przedpołudniem, już po pwierszych objawach, wyglądało na to, że najgorsze mamy już za sobą:
jednak rotawirus jest podstępny :-(
mój dzielny trampkarz...i jego mała rączka
ale dziś jest już znacznie lepiej:
i w dodatku... Kubuś zyskał piąty ząb!! przebiła mu się prawa górna dwójka, a lewa jest tuż tuż. czyli wygląda na to, że u niego zęby ujawniają się wraz z chorobami. no cóż, przynajmniej jedna jasna zależność (w przeciwieństwie do alergii niewiadomonaco).

piszę tu tylko o Kubusiu, ale wokół nas w tym samym czasie pojwiły się też inne nieprzyjemne zdarzenia - choroby innych dzieci i śmierć wujka mamy :-(( to był trudny czas.

żeby odczarować i przypomnieć, że życie toczy się swoją wspaniałą koleją: państwu Franssenom życzymy kolejnych długich lat w tak wspaniałej relacji!!

wtorek, 19 maja 2009

Przywrócon

Kubuś już mocno zdrowiu przywrócon, tylko... wpisu robić się nie chce... spać by się poszło... więc kiedy indziej, dobrze?

poniedziałek, 18 maja 2009

Zdrowie

jak Kubuś wróci do zdrowia, to opiszę czas obecny, na razie rotawirus jest w natarciu i nie pozostawia zbyt wiele czasu na przyjemności.
jesteśmy jednak dobrej myśli i pozostajemy w nadziei, że od jutra będzie już tylko lepiej.

piątek, 15 maja 2009

Dwa dni

tylko dwa dni minęły od ostatniego wpisu?? tak dużo się działo, że wydaje się, że to już co najmniej tydzień!
nie wszystkie wydarzenia zostały uwiecznione na fotografii, ale troszkę tak.
dwa dni temu Kubuś odwiedził Olgę
bardzo już jest duża i gadatliwa ;-)
no i bardzo przywiązana do swojej własności...
więc najlepiej było, kiedy dzieci bawiły się na różnych poziomach :-)
tego samego dnia nabyliśmy dla Kubusia nowe wyzwanie, któremu sprostał bez problemu
zatem Tata zwiększył stopień trudności o jeden, a poziom punktu widokowego o trzy i...
Kubuś chodzi teraz na spacery o 7:00 (RANO!!!)
te akurat zdjęcia są z pierwszego spaceru, odbywanego w godzinach popołudniowych, rano Kubuś nie śpi
po spacerze w tym kosmicznym nosidle Kubuś jest w doskonałym humorze:
jest tak rozbawiony, że jego humor promieniuje i udziela się mamie. to bardzo miłe.

a tu już nowatorskie podejście Kubusia do jedzenia ryżu
malowniczo i skutecznie.

wczorajszy dzień zaś spędziliśmy w Fundacji 100 Pociech. byliśmy zachwyceni! Kubuś miał to, co lubi najbardziej, czyli towarzystwo dzieci do zabawy i nowe otoczenie, a mama chwilę oddechu i... naukę angielskiego. tak nieoczekiwanie i z zaskoczenia. widok konwersacji dwóch mam ze swoimi pociechami przy piersi oraz wtrącającej się czasem do dialogu lektorki również z dzieckiem właśnie karmionym był nadzwyczajny! niestety, tam właśnie nie wzięłam aparatu. ale nadrobię to!

wtorek, 12 maja 2009

Książę Mazowiecki

pojechaliśmy wczoraj zdobywać zamek w Czersku. naszą główną zdobyczą miał być niezapomniany obraz kwitnących sadów roztaczający się ze skarpy, na której stoi zamek. no cóż... z otaczających nas elementów kwitnących najbardziej naszą uwagę przykuwał uśmiech na buzi Kubusia... tego widoku ani wiatr ani deszcz nas nie pozbawił:Kubuś zresztą był głównym beneficjentem tej wyprawy, co po raz kolejny uświadomiło mi, jak często gubią nas pierwotne założenia. Kubuś żadnych oczekiwań nie miał, dlatego z entuzjazmem radował się tym, co znalazł:
albo: KOGO znalazłale z kwiatami jabłoni czy bez nich - wyprawa była bardzo miła!