środa, 20 maja 2009

Szpitalne klimaty

dobrze, że mogę napisać z pewnym odroczeniem czasowym a zatem i dystansem. a właściwie dobrze, że to już za nami i żyjemy w rzeczywistości nieszpitalnej.
a było to tak:
w piątek wybraliśmy się z Kubusiem do Poznania z zamiarem spędzenia bardzo miłego wypoczynkowego weekendu. gazety nawoływały "Noc muzeów w Poznaniu i w Gnieźnie. Nie prześpij jej!". tak też planowaliśmy. wzięliśmy Kubusiowi i rękawiczki i ciepły kocyk, jako że miał zwiedzać nocą miasto. i co? jak tylko wysiedliśmy z samochodu, zaczęło się :-(( początkowo myśleliśmy, że to może choroba lokomocyjna. nawet kiedy objawy powtórzyły się po kilku godzinach, nadal gotowi byliśmy kłaść je na karb podróży. ale kiedy wróciły po kilkunastu godzinach, bez namysłu pojechaliśmy do szpitala.
szpitale w Polsce to jest jakaś osobna kategoria - spróbuję się na ten temat nie rozpisywać, jednak parę słów komentarza pozwolę sobie zamieścić. w pierwszej chwili zafascynowało nas to, że kiedy Tata próbował zarejestrować Kubusia w izbie przyjęć, usłyszał "niech pan zapyta panią doktor, czy państwa przyjmie". zastanawialiśmy się, jaka jest alternatywa. "mam już dość widoku odwadniających się niemowląt"? czy też "jedźcie państwo do Gniezna, tam też jest dziś noc muzeów"? na Boga! przyjechaliśmy w 10-miesięcznym niemowlęciem, które wymiotowało i miało biegunkę! Tata darował sobie pytanie.
całe szczęście, że pacjentem, z którym przyjechaliśmy był właśnie Kubuś. zaraz uwiódł panią doktor i do końca pobytu była już dla nas całkiem miła. potem uwiódł pielęgniarkę. potem laborantkę, która była pod wrażeniem jego dzielności - nie rozpłakał się wcale przy pobieraniu krwi z palca. a potem jedną z pacjentek - raczej młodą kobietę niż dziecko. to wszystko było bardzo miłe, bo było widać, że kiedy przechodzi najgorsze, Kubuś odzyskuje cały swój humor i wdzięk.
po założeniu wenflonu, Kubuś już padł wyczerpany i dużą część kroplówki przespał.
my mogliśmy przez te kilka godzin poobserwować różne ciekawostki. np. taką, że na tablicy informującej, ile czasu zajmie oczekiwanie na wizytę w gabinecie, można było odczytać "ok. 190 minut", podczas gdy realnie było to ok. 20-30 minut. trudno uwierzyć, że tablica ta miała inny cel niż odstraszanie nieasertywnych pacjentów...
inną sprawą było wiele miłych pań, które tam spotkaliśmy. panie pielęgniarki były baaaardzo miłe dla Kubusia i rozmawiały Z NIM, a nie tylko z nami, co mnie absolutnie zachwyciło. co więcej - opowiadały mu, CO BĘDĄ ROBIŁY. tak, to jest zmiana w pożądanym kierunku. naprawdę cieszyłam się, że mam dziecko teraz a nie 20 lat wcześniej.

niestety, w niedzielę, po powrocie ze szpitala nie było dużo lepiej. ale gorzej też nie. dostałam przykazanie, aby karmić Kubusia małymi porcjami i to było największe wyzwanie! Kubuś odstawiany od piersi przed zaspokojeniem głodu płakał naprawdę żałośnie :-(( czułam się z tym fatalnie. w każdym razie nocy muzeów zdecydowanie nie przespaliśmy...

z trwogą w sercu wsiedliśmy w samochód i wróciliśmy do domu. 4 godz. drogi z chorym dzieckiem i nienajlepszym samopoczuciem własnym - to było wyzwanie. okazało się jednak, że wybraliśmy najlepszą możliwą porę - Kubuś spał prawie całą drogę i obyło się też bez objawów chorobowych. kiedy dojechaliśmy na miejsce, dopadło za to nas wszystkich, a w Poznaniu ciocię i wujka :-((
noc była spokojna i napawała optymizmem, ale dzień znów przyniósł pogorszenie, dlatego ponownie zdecydowaliśmy się na szpital. tym razem w Grodzisku Mazowieckim. cieszy nas, że czasysą już lepsze, szpitale są wspaniale wyposażone, personel coraz milszy, jednak nadal oburzają ciągnące się godzinami procedury administracyjne, przyprawiające przy małym dziecku o chęć mordu... aby dziecko mogło przyjąć kroplówkę (ok. 2,5 godz.), spędziliśmy tam czas od ok. 13:30-14:00 do ok. 21:00... jednak pomimo marnowanego czasu pobyt w Grodzisku nie był dużym stresem, tylko dłużyzną.
to był poniedziałek.
we worek skończyły się już objawy i można byłoby powiedzieć, że Kubuś jedynie słaniał się na nogch, gdyby w ogóle na te nogi stanął. od dwóch dni nie ma siły i najchętniej przebywa na rękach. mamy rękach. ale powolutku już wraca mu humor i liczymy na to, że jutrzejszy dzień będzie już dużo dużo lepszy.

a teraz krótka relacja foto.
w sobotę przedpołudniem, już po pwierszych objawach, wyglądało na to, że najgorsze mamy już za sobą:
jednak rotawirus jest podstępny :-(
mój dzielny trampkarz...i jego mała rączka
ale dziś jest już znacznie lepiej:
i w dodatku... Kubuś zyskał piąty ząb!! przebiła mu się prawa górna dwójka, a lewa jest tuż tuż. czyli wygląda na to, że u niego zęby ujawniają się wraz z chorobami. no cóż, przynajmniej jedna jasna zależność (w przeciwieństwie do alergii niewiadomonaco).

piszę tu tylko o Kubusiu, ale wokół nas w tym samym czasie pojwiły się też inne nieprzyjemne zdarzenia - choroby innych dzieci i śmierć wujka mamy :-(( to był trudny czas.

żeby odczarować i przypomnieć, że życie toczy się swoją wspaniałą koleją: państwu Franssenom życzymy kolejnych długich lat w tak wspaniałej relacji!!

5 komentarzy:

Julko pisze...

Przeżycia koszmarne! :( Mama z Julkiem czytała z obawą co będzie dalej.
Zdjęcia Kubusia na szpitalnym łóżku ściskają za serce. Podziw dla Mamy za siłę na ich zrobienie.
Jak dobrze, że już lepiej!!!
Pozdrawiamy i życzymy całej Rodzince zdrówka!

mama FiK pisze...

byliśmy tam taaaaak długo, a momentami - jak widać - to tata miał ręce zajęte Kubusiem, że lepiej było robić zdjęcia, niż nie robić nic. w drugim szpitalu czytałam już spokojnie książkę, kiedy Kubuś spał pod kroplówką. jak widać, każdą sytuację można oswoić...

i my pozdrawiamy!

Katarzyna Gałązka pisze...

a ja powiem tak: jaka piekna nowa tarasa;)

mama FiK pisze...

ha! piękna zaiste! szkoda, że nie ma czasu, żeby na niej spokojnie ZASIĄŚĆ :)
ależ jestem narzekacz!
piękna. kropka

Hania pisze...

Włochaczu- Kubutku !

Jesteś ślicznym chłopczykiem , masz psotę w oczach , a Twoje TRAMPKI są naj, naj, naj,słowem super !!!
Buziaki zachaczające o Dzień Dziecka ,:)
Hania z Ciocią