piątek, 30 grudnia 2011

Podsumowanie roku

ha! zapewne spodziewacie się głębokich rozmyślań i pseudofilozoficznych refleksji!
otóż nie!
podsumowanie będzie krótkie. po prostu chciałabym zapamiętać, co mnie w tym roku najbardziej rozśmieszyło. uwaga! nie były to dzieci!

jakiś czas temu tankowałam benzynę (benzynę właśnie! to nie bez znaczenia), kiedy podeszła do mnie jakaś zdenerwowana kobieta i zapytała, czy nie ma benzyny... nieco zaskoczyło mnie to pytanie... lekko osłupiałam, upewniłam się, co właśnie robię i odpowiedziałam niepewnie, że jest. pani z niedowierzaniem dopytała, czy na pewno, bo wszędzie benzyna jest przekreślona...
no, faktycznie...

czwartek, 29 grudnia 2011

Ukryty obiektyw

w czasie świąt oglądałam na Animal Planet program o najbardziej niegrzecznych zwierzętach domowych. moim faworytem został pies wielkości Stefki, który zgrabnym ruchem wskakiwał na meble kuchenne, żeby pootwierać sobie wszystko, co się da (opiekacz do grzanek, mikrofalówkę, górne szafki) i powyjadać stamtąd okruszki oraz potrafił otwierać zmywarkę, z której wyjmował brudne talerze, żeby je wylizać.
właściciele nie mogli uwierzyć w jego talent, więc zainstalowali kamerę, która nagrywała pod ich nieobecność to, co się działo w kuchni.
bardzo mnie zainspirował ten pomysł. jestem bardzo ciekawa, jak to się dzieje, że w posprzątanym na święta domu jest taki bałagan tuż po świętach...
nie zdążyłam jednak wdrożyć nowego planu w życie, gdy...
dobra, odpuszczam... nawet nie trzeba było się ukrywać...

środa, 28 grudnia 2011

... i po świętach!

czy święta były udane? nie narzekam!
nie wiadomo, kto najbardziej czekał na prezenty: Dziadek...
...czy Tata?
ale wiadomo, kogo one najbardziej cieszyły!
Frankowi początkowo wystarczały kolczyki Babci
ale później i on zajął się swoim prezentem: 
 

piątek, 23 grudnia 2011

Święta tuż tuż

kalendarz adwentowy pustoszeje (zdjęcie sprzed dwóch dni)
zadania w większości wykonane (i dalej sumiennie wykonywane)
święta o krok!

z upływem czasu coraz bardziej jestem przekonana, że najważniejsze życzenia to:

ZDROWIA, ZDROWIA, ZDROWIA!
z nim powinniście sobie poradzić nawet z przeciwnościami losu.
a przeciwności życzę mało, ale nie zero. bo co to by było za życie?
dobrych świąt! takich jak chcecie

Będzie lepiej!

no, muszę to napisać!
to już dziś! to od dziś świat zmienia się na lepsze - dzień będzie coraz dłuższy!!
oczywiście jestem zachwycona, ponieważ w tegorocznym słońcu wieczory i tak były stosunkowo długie (tzn. krótkie. popołudnia były długie), ale teraz będzie lepiej! znowu to przeżyłam!!!

Po niepopolsku

Kuba pięknie się rozwija. świetnie operuje językiem (pediatra potwierdza). polski to dla niego pestka! teraz czyta w języku... obcym...
dziś kończy 3 lata i 5 miesięcy.

czwartek, 22 grudnia 2011

Własne M

generalnie stawiam na samodzielność, ale...
skoro była taka możliwość, postanowiłam im zapewnić własne M...

Zaczarowani

wczoraj u nas było przesilenie przedświąteczno-sprzątaniowe. a w domu dwójka chorych dzieci.
i co? coś ich zaczarowało. bawili się spokojnie dwie godziny - trochę razem, trochę obok siebie.
ja tylko zerkałam:
okazało się, że tajemnica polega na tym, żeby pozwolić im zrobić skrajny bałagan - wtedy wyłaniają się rzeczy, których dawno nie widzieli i świetnie się nimi bawią.
szczególnie Frankowi się wyłoniły, jak widać... :-)
strat dużych nie było, a szarlotka powstała! pyyyszna! (ja też lubię bezglutenowe!)

środa, 21 grudnia 2011

Zdjęcia Kuby

ostatnio robi je namiętnie
nareszcie ktoś będzie robił mi zdjęcia!
moje ulubione to to z odbiciem!
a następne zdradza, że zaczęliśmy naukę czytania metodą Domana. przy okazji okazało się, że czas przedświąteczny to nienajlepszy moment na zaczynanie tego typu działań...

wtorek, 20 grudnia 2011

Choinka już stoi

mamy już choinkę
a na choince...
ozdoby. jak to na choince.

O poranku

na schodach:
nie wiem, o co im chodziło. uciekały przed zimą (minus osiem stopni rano) i nie zdążyły? ptaki mi przyniosły w darze? no nie wiem...

a na samochodzie było tak:

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Zmartwienia

kto zna zapalenie krtani alergika, ten wie, JAKI to kaszel :-( ... zawsze w nocy...

noc.
kaszle, kaszle, kaszle, kaszle, kaszle, stop! nie kaszle.
nie kaszle? co on tak nie kaszle? jezu, czemu on nie kaszle?

wariactwo macierzyńskie codzienne...

ps. normalnie Kuba kaszle w pierwszej połowie nocy, Franio w drugiej. miło, że się tak podzielili, prawda?
a teraz (22:45), jak nikt nie kaszle, nie wiem, co mam ze sobą zrobić...

niedziela, 18 grudnia 2011

Tempus fugit

wszystkim, akurat zamartwiającym się czymś, chciałam przypomnieć: tak nie będzie zawsze, to się na pewno zmieni.
pisałam chyba, że Franio budzi się co kwadrans i od dłuższego czasu nie mam wieczorów (ani nocy), prawda? mogę o tym mówić w czasie przeszłym! zasypia (nadal przezabawnie) i śpi. owszem, budzi się, ale kilka, nie kilkanaście razy. (o znaczącej różnicy w częstotliwości spożywania nocnych posiłków przypominają mi zastoje...) i nie śpi już do 6ej, a do 7ej.
słusznie przypuszczałam, że nie ma się po co martwić lub wkurzać.
w dzień zaś... w dzień zaś Franio przebywa w dużej mierze na rękach. moich rękach. co jest o tyle zaskakujące, że ostatnio przyjaźnię się z jego największym wrogiem (wroginią?) - fridą... ale za to w dzień też dobrze śpi. a 7-dniowy katar do świąt powinien minąć.

mam zresztą nadzieję, że zapalenie krtani też minie. przed upływem siedmiu dni. to u Kuby.

wszystko mija...

środa, 14 grudnia 2011

Opowieści dziwnej treści

Franio od dłuższego czasu bierze actiferol. myślałam, że to suplement jak inne - magnez, witamina E czy inne takie. ale nic bardziej mylnego! nie wiedziałabym o tym, gdyby nie Kuba. dwa dni temu wziął ulotkę actiferolu i przeczytał z niej, co następuje:

Heloł Didy poszła do sklepu, kupiła sobie wraz błyszczącą bransoletkę. Potem musiała pójść do domu coś zjeść. Jak coś zjadła, to: nałożyła sobie błyszczącą bransoletkę. A potem poszła się zdrzemnąć i zdjęła błyszczącą bransoletkę. I potem wstała. I poszła do kamienia. Dziwna dźwignia. I zrobiła niespodziankę mu.

bez okularów czytał...

a ja od tej pory nie wiem, czy Franio po tym preparacie zmieni się w Heloł Didy, no i jak dawkować...

innego dnia zareagowałam na wołanie "mamo! mamo!", ale okazało się, że to Dino rozmawia ze swoją (misiową) mamą, informując ją, że nie dała mu noża na wycieczkę...

dziś rano zaś dowiedziałam się, że Dino jest psychologiem i dlatego może jeździć tylko w przodnej łyżce kopary, a nie w tylnej...

a przy śniadaniu (zrobionym samodzielnie przez Kubę - to było dzisiejsze zadanie kalendarzowo-adwentowe)
usłyszałam:
Wyborne! Wyśmienite!
Nie zostawię ani krztyny!
...krzyknęły sprężyny...


ps. może przy okazji ktoś mnie uświadomi, co to może być hulakabiskusi. trudne to słowo pojawiło się w kontekście monologu o małpach i jakoś odnosi się do miejsca, gdzie są palmy. przez chwilę pomyślałam, że może chodzi o Madagaskar, ale to nieco inaczej brzmi...

wtorek, 13 grudnia 2011

Co umie Franek

muszę ciągle dopisywać, ku pamięci.

Franek umie cmokać, kiedy widzi coś do picia. oznacza to, że należy się z nim podzielić. poranną kawkę pijemy więc razem.
potrafi schodzić ze schodów tyłem.
potrafi się wspinać na palce i odklejać naklejki z miejsca, do którego nie powinien mieć prawa sięgnąć (to właśnie teraz).
potrafi mnie karmić swoją łyżkę. siebie też, jak mu się chce.
potrafi sam, bez niczyjej pomocy, zadzwonić do Babci (niestety, nie potrafi sam płacić rachunków telefonicznych).
nadal potrafi zdejmować sobie w nocy jeden rękaw piżamy.

a tak zupełnie z innej bajki, to stale zachodzę w głowę, jakim cudem nasz gatunek przetrwał. Franek bowiem wkłada do swojej paszczy WSZYSTKO, co się do niej zmieści. przypuszczam, że nie odróżnia go to od całej masy niemowlaków. no więc JAK? ja się pytam! przecież muchomorka też by włożył i jałowiec, i inne trujące jagody. wiem, że najrozumniejsze osobniki przetrwały, ale czy to naprawdę znaczy, że były takie, które patrzyły na mamusię i jadły tylko to, co ona? jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić... faktem jest, że Franio najchętniej zjada na śniadanie moje kanapki, ale za to najszybciej Kuby naklejki...
i tak pozostaję z kolejną zagadką...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Równanie

w poniedziałek rano myślę sobie tak: każde dziecko powinno być wyposażone w jedną matkę. niby jest. ale na wyłączność powinno być wyposażone.* ale jednocześnie nie chodzi mi o to, żeby każda matka była wyposażona w jedno tylko dziecko. nie jestem ostatnio najmocniejsza z matematyki - jeśli ktoś z Was rozwiąże to równanie, bardzo proszę o informację. na prawidłowe odpowiedzi czekam w nieskończoność...

*uważam, że powinno być też wyposażone w towarzyszącą mu szczotkę, zestaw trzech ściereczek, abonament na chusteczki higieniczne lub ręczniki papierowe, patelenkę do naleśników i parę innych rzeczy...

niedziela, 11 grudnia 2011

Nieustający rozwój

nie nadążam za opisywaniem Franka. a chciałabym móc sobie to kiedyś przypomnieć.
pisałam już, że co i raz się za czymś chowa, żeby po chwili wyskoczyć z drugiej strony z roześmianą miną? chowanie się i pokazywanie jest u nas bardzo częstą zabawą. zakrywanie się firanką lub ręcznikiem kąpielowym także. aż żal, że się kiedyś skończy, bo tyle z tego radości...
dużo radości jest także, kiedy na słoiczku z owocami Franio dostrzeże misia albo buzię dziecka. wtedy wydaje TE swoje słodkie gaworzenia. to niesamowite, jak dzieci "mówią" do dzieci. zupełnie inaczej niż do dorosłych.
no i zainteresował się już książkami. rzadziej zrzuca z półki, częściej wyjmuje jakąś i ogląda.
Franio bardzo sprawnie chodzi pomiędzy różnymi przedmiotami - przejścia pomiędzy krzesłami, stolikami, pudełkami itd. nie stanowią dla niego najmniejszego kłopotu. myślę, że w gęsto zastawionym meblami pomieszczeniu nie schodziłby już na kolana. widać, że niedługo zacznie chodzić bez pomocy.
w kwestii zrzucania przedmiotów na podłogę też przeszedł już na kolejny etap: zrzuca i podnosi. i zrzuca. i podnosi. ale nie umie jeszcze nakładać klocków z dziurką na patyczek.
doskonale opanował sekwencję: daj - dziękuję - proszę. bardzo chętnie podaje trzymane przez siebie przedmioty. również Kubusiowi, co rozpoczyna nowy etap w ich relacji.
wczoraj zaś poczyniłam obserwację: umie się już bawić w zabawy symboliczne. no, przynajmniej w zabawĘ symbolicznĄ ;-)  kiedy poda mu się jakiś przedmiot i powie się "halo", Franio udaje, że dzwoni. zaskoczyło mnie to! taki mały wydaje się przy Kubie... a tyle w tym łebku się dzieje...

Cierpliwość

przy okazji pomysłów Franka na plastikowy śliniak Kuby, opowiadam Kubie, co on wyprawiał z jedzeniem, kiedy był w wieku Franka. i dodaję:
Mama miała wtedy anielską cierpliwość.
na to Kuba:
A ja mam reniferową cierpliwość.

Machając dziecku na pożegnanie

wiem, że czytają mnie mamy, których dzieci niepokojąco szybko dorastają. nie wiadomo, kiedy to się stało, a tu już biegają po domu trzylatki. jeszcze 20 dni i będzie już można uznać, że to czterolatki! a więc za chwilę matura i związane z tym niepokoje - wybór studiów, życiowej partnerki/partnera, własne M i takie tam... normalnie spać po nocach nie można...
znalazłam wczoraj coś, co może osłodzić te trudne (dla rodzica) chwile dorastania. część z Was pewnie już to zna, ale ja się tak zafascynowałam, że muszę zupełnie specjalnie i wyjątkowo polecić linkę: Wave at the Bus
zyskałam nowego idola!

sobota, 10 grudnia 2011

Konkurs

oświadczam, że w nieustającym konkursie na idealną matkę nabiłam dzisiaj niemałą liczbę punktów ;-)
szczegóły?
pozostając matką sprawującą indywidualną opiekę nad dwójką maluchów, wybrałam się razem z nimi do kina. najczęstszy widok w kinie to dwoje rodziców plus jedno dziecko, nieco rzadszy to jeden rodzic (często płci męskiej) + jedno dziecko, choć dziś widziałam też jedną matkę + dwoje dzieci. i to nie w lustrze.
nie, to nie jest wyczyn. wyczynem jest wyjście na wojnę:
na śniadanie dla jednego kaszka, dla drugiego wyproszone naleśniki (których nie zjadł, bo "w brzuszku mu było niedobrze"), na wynos zaś: zupka dla dwóch, do tego grzanki (nie zapomnieć!), ryż + łosoś na ciepło, koktajl bananowy, no i dodatki: guma, lizak, owoce, śliniak, serwetki, chrupki chlebek, pieluchy, mokre chusteczki, majtki na zmianę na wszelki wypadek, body na zmianę na wszelki wypadek, drugi mózg na wypadek zużycia pierwszego.
ubrać dzieci, przemocą zmienić pieluchę i... już można lecieć z psem na spacer. a przed furtką w tym samym kierunku zmierza właśnie właściciel suki znienawidzonej przez Stefę, wraz z rzeczoną. rzeczoną suką. do kieszeni więc gaz pieprzowy i na luzie bieg na spacer.

w kinie było fajnie. Kuba wyłączony, Franek zajęty pokonywaniem schodów.
po filmie warsztaty plastyczne. w ramach terapii Kubusia, uczestniczymy, a jakże:
sikanie, mycie rąk, luz...

potem do Tamiki.
obiad.
tu już wyższa szkoła jazdy, szkoda opisywać. dla mnie najtrudniejsze jest umycie własnych rąk. bo oczywiście można się wyluzować i pozwolić - bądź co bądź - niemowlakowi jeść z podłogi w łazience i w tejże publicznej toalecie wkładać ręce do wszystkich sedesów, ale się jeszcze tak nie wyluzowałam. efekt? nie, ta drastyczna scena nie nadaje się na bloga.
sukcesem jest, że zjadłam 5 pierogów. i wypiłam kawę. piłam ją chyba godzinę. wolę pić kawę w domu. i wolę chodzić w takie miejsca w tygodniu, kiedy nie ma tam dzikiego tłumu.

ale wiecie co? było fajnie. Franek miał potem spać 2 godziny, a spał 40 minut, ale... teraz bawią się razem, a ja... piszę bloga!

piątek, 9 grudnia 2011

11 miesięcy Franka

Franio usiadł!
no dobrze, raz, ale usiadł.
to tak z nogami do przodu. no dobrze, z jedną nogą do przodu. bo druga była zgięta do tyłu. ale nawet jak tak nie siedzi, to bawi się stacjonarnie, siadając na piętach lub na podłodze z nóżkami z tyłu.
no i jeździ:

Kalendarz adwentowy

zżarło mnie. no normalnie te mamy z innych blogów wpędziły mnie w kompleksy.
wróć (sprawczość! sprawczość! sprawczość!)
oglądając blogi innych mam poczułam się taka... niedoskonała...
zauważyłam taki trend, że teraz trzeba mieć kalendarz adwentowy, żeby być idealną matką. no to co? sen mi z oczu spędzał, jeść nie mogłam i...
oto mój największy projekt artystyczny w życiu:
no i tak myślę: dla Kuby to? dla siebie? a może dla innych mam?? ;-)

innym mamom gratuluję: pięęęęękne te Wasze kalendarze, zachwycam się.
Izunia, wszystko przed Tobą! cierpliwie czekamy i na przyszły rok zamawiamy taki cudny, wyszywany. linki Ci mogę podesłać :-))

czwartek, 8 grudnia 2011

Rodzice i dzieci

kojarzycie może ze szkoły kwestię dziedziczenia? geny, te sprawy... podobieństwo, niebieskie oczy, język w trąbkę...

pewnego dnia Kuba zebrał towarzystwo i oświadczył:
To jest Chudy, a to Robot, a to są ich synkowie.

innego zaś dnia:
Tu stoją Dino i Rino, a to jest ich mama.

fizycznie czuję jak wiedza mnie ogranicza...

Pierwszy śnieg tej jesieni

spadł
 
i znikł