sobota, 10 grudnia 2011

Konkurs

oświadczam, że w nieustającym konkursie na idealną matkę nabiłam dzisiaj niemałą liczbę punktów ;-)
szczegóły?
pozostając matką sprawującą indywidualną opiekę nad dwójką maluchów, wybrałam się razem z nimi do kina. najczęstszy widok w kinie to dwoje rodziców plus jedno dziecko, nieco rzadszy to jeden rodzic (często płci męskiej) + jedno dziecko, choć dziś widziałam też jedną matkę + dwoje dzieci. i to nie w lustrze.
nie, to nie jest wyczyn. wyczynem jest wyjście na wojnę:
na śniadanie dla jednego kaszka, dla drugiego wyproszone naleśniki (których nie zjadł, bo "w brzuszku mu było niedobrze"), na wynos zaś: zupka dla dwóch, do tego grzanki (nie zapomnieć!), ryż + łosoś na ciepło, koktajl bananowy, no i dodatki: guma, lizak, owoce, śliniak, serwetki, chrupki chlebek, pieluchy, mokre chusteczki, majtki na zmianę na wszelki wypadek, body na zmianę na wszelki wypadek, drugi mózg na wypadek zużycia pierwszego.
ubrać dzieci, przemocą zmienić pieluchę i... już można lecieć z psem na spacer. a przed furtką w tym samym kierunku zmierza właśnie właściciel suki znienawidzonej przez Stefę, wraz z rzeczoną. rzeczoną suką. do kieszeni więc gaz pieprzowy i na luzie bieg na spacer.

w kinie było fajnie. Kuba wyłączony, Franek zajęty pokonywaniem schodów.
po filmie warsztaty plastyczne. w ramach terapii Kubusia, uczestniczymy, a jakże:
sikanie, mycie rąk, luz...

potem do Tamiki.
obiad.
tu już wyższa szkoła jazdy, szkoda opisywać. dla mnie najtrudniejsze jest umycie własnych rąk. bo oczywiście można się wyluzować i pozwolić - bądź co bądź - niemowlakowi jeść z podłogi w łazience i w tejże publicznej toalecie wkładać ręce do wszystkich sedesów, ale się jeszcze tak nie wyluzowałam. efekt? nie, ta drastyczna scena nie nadaje się na bloga.
sukcesem jest, że zjadłam 5 pierogów. i wypiłam kawę. piłam ją chyba godzinę. wolę pić kawę w domu. i wolę chodzić w takie miejsca w tygodniu, kiedy nie ma tam dzikiego tłumu.

ale wiecie co? było fajnie. Franek miał potem spać 2 godziny, a spał 40 minut, ale... teraz bawią się razem, a ja... piszę bloga!

3 komentarze:

Julko pisze...

Ńo nie powiem - taka wyprawa z dwójką dzieci to na pewno maraton. Ukłony dla Mamy! Gonitwa nie mała, ale jak cieszy, co?
Ja to sobie taki potrafię urządzić nawet w komplecie 2+1 ;).
Super czas!
Pozdrawiam!

mama FiK pisze...

o, tak! to ja już wolę 1+2! ;-)

pani od rysunkow pisze...

p., wozisz ze soba (dla siebie) majtki na zmiane?

....

;)