piątek, 24 kwietnia 2015

Okresy sensytywne

tak sobie napisałam ten tytuł.

bo ten post jest o dręczeniu matki.

Kuba chodzi do szkoły, w której w zasadzie nie ma prac domowych. i to lubię. doskonale rozumiem ten argument, że szkoła nie ma prawa organizować życia domowego. w imię czego miałabym odbierać Kubę o 17ej (tak jak to się dzieje właśnie teraz) i po dotarciu do domu jakieś 1,5-2 godziny później, toczyć z nim walkę o to, żeby był łaskaw "się pouczyć": coś napisać, coś rozwiązać, coś narysować. naprawdę nie mamy na to czasu. to znaczy możemy mieć, ale jakim kosztem? raz: napięcia. dwa: zniechęcenia do nauki. trzy: rezygnacji z czegoś przyjemnego w domu (czytania na dobranoc??).
więc cieszę się, że nie ma prac domowych.

tymczasem Franek ma nowe hobby: pisanie literek. z dnia na dzień pochłonęła go pasja, której jeszcze dzień wcześniej nic nie zapowiadało. i zaczęło się dręczenie matki - mam siedzieć z nim, dyktować mu i sprawdzać, czy dobrze pisze. próbuję się wykręcać podsuwaniem ajpada z alfabetem, ale i tak muszę po chwili sprawdzać, czy wszystkie są i czy są właściwie napisane, a potem wieszać je na szafie. i nawet proponuję: pograj sobie, dziecko, na ajpadzie... ale nie! będzie pisał. w kółko.
wobec tego poziomu zaangażowania jestem bezradna...



to fascynujące, że pomimo tysięcy żywych dowodów, zamieszkujących domy we wszystkich miastach całej Polski (że się tak ograniczę administracyjnie), nadal chodzą po ziemi specjaliści utrzymujący, że edukacja będzie najbardziej skuteczna, jeśli odbędzie się pod przymusem...

Brak komentarzy: