środa, 9 stycznia 2013

Franio

hej, Wy, którzy mnie ponaglacie! nie domyśliliście się, że nowy rok trzeba rozpocząć z hukiem? spokojnie, na Sylwestra przyjdzie czas, zaczynamy niechronologicznie, acz od spraw ważniejszych.

ta Sprawa, o której mowa, jest zdecydowanie zbyt dynamiczna na tak rzadkie o Niej wpisy... Sprawa ciągnie się dwa lata i wiele można by o Niej...

sama się zastanawiam: co jest dominujące? no, kaskader chyba. kaskader to hasło umowne, sygnalizujące lekkość, z jaką Franio dokonuje różnych wyczynów. bo wiadomo - dzieci się wspinają, skaczą, testują. to jest oczywiste. ale czy dzieci rzucają się z kanapy na kolana (czyli wyskakują w górę i lecą ze zgiętymi w kolanach nogami w dół), wierząc absolutnie, że ta, która je urodziła, złapie je w porę? przy czym ta, która urodziła, nie musi nawet zerkać we właściwą stronę. czy dzieci te testują twardość podłogi, opadając wielokrotnie z pozycji stojącej do siedzącej z prostymi nogami? (czyli stoi dziecię na podłodze, powoli zgina się w biodrach i na prostych nogach spada bęc! na tyłek) czy dzieci te rzucają się z fotela na - miękkie na szczęście - podłoże w pełnym wyproście?? (czyli: stoi dziecię na krawędzi fotela, powoli przechyla się do przodu i pada w przód, nie wyciągając rąk, żeby się podeprzeć... nie, nie jest głupi - przed nim jest worek sako.)
no właśnie: czy dzieci tak robią? z moich obserwacji wynika, że niekoniecznie...

Franio nie może też zwykłych rzeczy robić normalnie. co to znaczy? że jak jedzie na hulajnodze, to z upodobaniem jeździ do tyłu. że jak stoi przed kanapą, a ktoś znajduje się za nim, to natychmiast jego nogi wędrują w górę tej osoby. (tak, wiem, trudno to sobie wyobrazić :-) Franek opiera się dłońmi o kanapę, a jego nogi wchodzą na Twoje coraz wyżej i wyżej, aż w końcu Franek na wpół lewituje pomiędzy kanapą a Tobą. jeśli przed nim jest coś ciekawego, np. książka lub bajka, spędza tak dłuższy czas).
pewnie zaciekawiła Was ta lewitacja z nawiasu. proszę bardzo - lewitacja odwrócona wygląda tak:
prawda, że malowniczo?

co jeszcze o Franku?
Franek jest niezwykle pogodny. oczywiście, miewa zły nastrój (tak jak dziś), ale zazwyczaj szkoda mu czasu na płacze i żale. kiedy się przewróci, najpierw poświęca sekundę na to, czy jest sens płakać. mam wrażenie, że rozpoznaje wtedy, czy naprawdę go coś zabolało, czy potrzebna jest pomoc. jeśli nie, ma trzy warianty: albo mówi "o-o!" albo zaczyna się śmiać, albo nie robi nic, tylko wstaje i leci dalej.
jest też jedynym dwulatkiem (to od dziś, do niedawna niespełna dwulatkiem), który próbuje udawać, że się nie śmieje. jak to wygląda? czasem tak dosłownie: coś go śmieszy, a on na przykład przed chwilą się na coś zezłościł i teraz próbuje udawać, że to coś go jednak nie śmieszy. wiecie, jak wyglądają roześmiane oczy, prawda? więc ta rozbieżność, między ustami, które próbuję się nie wygiąć we właściwą stronę a tymi roześmianymi oczami jest bezcenna! minę taką nazywam "dzióbek", bo w coś mniej więcej takiego przekształcają się wtedy usta.
drugi wariant jest wtedy, kiedy Franek strasznie płacze. dostaje histerii na przykład przy ubieraniu. i nagle coś przeskakuje. albo w sposób dla mnie absolutnie zagadkowy albo wtedy, kiedy Franio widzi w lustrze swoją twarz. ten widok go widocznie na tyle rozkłada na łopatki, że zaczyna walczyć ze sobą, żeby się nie roześmiać. ale jak go skłonić, żeby w to lustro spojrzał na przykład przez trzy sekundy, nie ma rady - musi się roześmiać :-))
nie ukrywam, że dla mnie to nauka - spójrz w lustro, jak się krzywisz i boczysz. oby było śmiesznie, a nie żałośnie... ale to dygresja. wróćmy do Franka.

Franek wciąż mnie zadziwia zapatrzeniem w Kubę. tym dosłownym naśladownictwem. niech no tylko Kuba coś zrobi. niech weźmie coś w lewą rękę. albo w prawą rękę. niech pójdzie tu. albo tam. niech podskoczy albo się zaśmieje. zaraz ma wiernego w tym naśladowcę.
to jedno. a drugie to po prostu uwielbienie dla Kuby. miłość taka sama jak do mnie. chęć dzielenia się najlepszym, co się ma (no, może nie zabawkami, ale smakołykami na pewno). chęć podróżowania zawsze z Kubą. chęć robienia tego samego. i ten smutek, kiedy czasem rano mówi "ma, Ała..." (nie ma Kuby).

no właśnie: mówi.
czy Franek mówi? no, plisss... prawie nie mówi. niewiele dalej zaszedł niż "mama" i "tata". "Ała" jest, jak był. czasem jest "Oła" (czyli Ola), zanikł Aleks (no, ja rozumiem...), jest "ta!" (tak), "tu" i konkretny dźwięk na "Franek". jest oczywiście nie ("ne"), ale jest też od dłuższego czasu "traktor" wymawiany na tyle czytelnie i poprawnie, że nawet nie da się go inaczej zapisać. dzisiaj przybyło "pół", wymawiane z grubsza poprawnie. a, jest też oczywiście Babo, który brzmi jak trzeba. no i chyba tyle. jak na moje przyzwyczajenia niewiele... :-) ale dogadać się nie jest trudno!

no to teraz może jakieś ciemne strony Franka :-)

eee... późno jest, nie chce mi się :-))

dla pamięci napiszę tylko, że nadal przy piersi (od wielu miesięcy tylko nocami), nadal śpi z nami (to wyłącznie moja zasługa :-)) i nadal pozostaje w pieluszce (tę zasługę też zapewne można przypisać mnie :-))

ostatnio nie mierzony, nie ważony, zęby nie liczone, więc statystyki nie będzie. uff!

zdjęć właściwie też nie powinno być, bo wszystkie fajne zostały wykorzystane. macie tu kilka staroci:
  
i urodzinowe cymesy - Franio z mamą:
 
Franio z lego (NIE DUPLO)
 i...
chcecie wiedzieć, jak to powstaje? ano tak:
 i są!
Franio zawsze cierpliwie znosi mycie głowy, a kiedy jest już dobrze spieniona, wyciąga sobie... no właśnie - co? ja myślę, że rogi...
że powinnam te włosy już podciąć? tak Wam się tylko wydaje! ja akurat kupiłam jedwab w sprayu, który ułatwia rozczesywanie...

4 komentarze:

Unknown pisze...

nie podcinaj, toż to anioł w czystej postaci, a te rogi są dla jaj przecież. Ech, Franio :).

julkowamama pisze...

aniołek, a to są... skrzydełka :D tylko nie tam, gdzie być powinny :D

mama FiK pisze...

no, mamo Julkowa, komentarz w 100% trafiony! wszak pisałam, że Franio musi wszystko po swojemu i nie może normalnie...

Unknown pisze...

Franio, Franio. Pospiesznie też składamy życzenia. 2 lata, no no! Gonisz Hankę :P