poniedziałek, 6 maja 2013

Dłuuuuugi weekend

zaczęliśmy we wtorek.
wszystkie zdjęcia nieostre, więc z sąsiedzkiego grilla można jedynie niewyraźnie powspominać uniesienia Frania

środa.
zdecydowaliśmy się na większą wyprawę. było bosko. nie wiem, które zdjęcia wybrać, na szczęście sporo jest wiadomo gdzie.
cały dzień na łonie:
poniżej: terenowa wylęgarnia pająków.
zasłużony posiłek:
a w tym czasie starsi:
po przebudzeniu:
- mogę pogłaskać?
- mogę ucałować?
- to ja jeszcze pogłaszczę!
a las? las był taki:
a jeleń? jeleń był martwy :-( choć nie mam pewności, czy to jeleń, nie znam się.

czwartek.
daliśmy się przekonać, że orzeł może:
jeden orzeł to nawet wlazł na pomnik:
niech go lew cmoknie!
potem było tylko lepiej - patriotyczny, acz nie nadęty prezydent, czekoladowy ptak z godła (o zgrozo!) i Kuba zbierający z innymi dziećmi ulotki akcji na pałacowym dziedzińcu. miło. i pozytywnie.

piątek.
rodzinnie.

sobota.
takoż.
rozpoczęliśmy oficjalne obchody imienin Kubusia :-)

niedziela.
znów w przyrodzie. oddalonej o jakieś 300km od tamtej, środowej.
to, co Pasiasty niesie, to kość dinozaura...
a las? las był taki:
bo są lasy i lasy, prawda??
(a także orły i sokoły...)

1 komentarz:

Unknown pisze...

Aktywnie, wiosennie, kolorowo, drzewa, orły, sokoły..... poczułam milutkie ciepło tu i tam :).