wtorek, 9 lipca 2013

Ja ciem pacieć!!

(z wsteczną datą)

taaak, ten wrzask towarzyszy każdej mojej czynności.
gotuję.
ja ciem pacieć!!
odstawiam coś na półkę.
ja ciem pacieć!!
robię listę zakupów.
ja ciem pacieć!!
piorę.
ja ciem pacieć!!
sikam.
ja ciem pacieć!!
robię naleśniki.
ja ciem pacieć!! ja ciem tak! (tu sugestywny ruch obrotowy ręki. znaczy: chce mieszać)

dwuipółletni Franek ma nową fazę. raz, że mówi, dwa, że ciekawość go zżera. cie pacieć na wszystko, wszystko obejrzeć, ze wszystkim się zapoznać. więcej gada, więc może zapytać:
cio to jest?
można mu odpowiedzieć dowolnie, na przykład: płaszcz ziemski.
wtedy tonem dobrze poinformowanego znawcy odpowiada:
aha!

pyta też czasem, rozglądając się wszędzie:
mama, dzie? dzie? dzie, mama?
nie wiem, gdzie, synku.
dzie, mama? dzie?
ale CO gdzie, synku? czego szukasz?
nie miem...

często pojawia się, zaczerpnięte od Kuby:
co ja??
oznaczające dosłownie "co ja mogę?", kiedy Kuba się nudzi i zrzędzi.

koniecznie muszę wspomnieć o tym, że Franio ma poczucie humoru. przejawia się ono w żartach, kiedy na przykład zapytany: Franio, mama Cię kocha? odpowiada z tą swoją filuterną miną: nie! lub zapytany: hej, czy Ty jesteś Franek? odpowiada: nie, ja Ała! albo też mówi do Kuby: mamo! (wiem, wiem jak to brzmi...)

przy okazji nowo nabytych umiejętności werbalnych, można się dowiedzieć, że Franek posiada jakie takie pojęcie o czasie. w jego słowniku bardzo szybko pojawiły się takie słowa jak "teraz" (nie ciem tejaź! lub: tak! tejaź ciem!!), "potem" (nie potem! tejaź!), a na końcu "wczoraj" (ja tu wciojaj), to ostanie oznaczające oczywiście dowolną przeszłość.

Franek stara się teraz powiedzieć właściwie wszystko, przez co tydzień temu zaistniała nowa sytuacja: nie zrozumiałam go. do tej pory ja i Kuba rozumieliśmy Frania właściwie zawsze (mimo że mama-mo oznaczało zarówno truskawkę, dżem, jak i malowanie), tym razem musiałam poprosić Starszego Brata o tłumaczenie. od tej pory sytuacja ta powtarza się nagminnie, z tą różnicą, że teraz i Brat nie nadąża za dynamicznym rozwojem mowy...

a propos Brata: w połowie już przestał być Ałą, staje się Pubą :)
różne trudne słowa Franek wypowiada, kładąc duży nacisk na samogłoski, dzieląc słowa na sylaby, na przykład bu-a, skoro "bułka" jest jeszcze niewymawialne.
nie wiadomo, kiedy nadejdzie ten dzień, w którym ostatni raz usłyszę cmoknięcie oznaczające "mleko" i już zawsze będę słyszeć adekwatne słowo... przeżywam swoistą żałobę po tych wszystkich odchodzących rzeczach, które będę mogła jedynie wspominać... jedynym pocieszeniem po nich są te wszystkie pierwsze razy :)

jeśli aspiruję do przedstawienia pełnego obrazu Franka, nie mogę tu nie wspomnieć o jego przejściu na ciemną stronę mocy :) wiadomo, że ja to ja i już zawsze będę jego ukochaną mamusią, niezbędną w pewnych momentach, ale tymczasem Franek zyskał nowe autorytety. Tata i Dziadzia - to są osoby, z którymi się liczy (choć kolejności/ważności nie jestem wcale taka pewna...).
a ja? no cóż, siedzę sobie i zastanawiam się, jak to jest, że - pozornie jak co sezon - siedzę sobie, wyszukując co piękniejsze czereśnie, tyle że tym razem nie zostawiam ich sobie na koniec, tylko przekazuję do malutkiej rączki, która z kolei wtyka je do malutkiej buzi, nie po to bynajmniej, żeby je zjeść, tylko żeby je WYSSAĆ, a później wypluć... podobnie wybieram najdelikatniejsze ziarna bobu i przekazuję je do tej samej ręki/paszczy (te na szczęście są pożerane równie łapczywie jak przez mamusię...). co też mną kieruje?? biologia? niech będzie! biologia - siła, której nie można się oprzeć...

skoro już przy opieraniu się jestem. minom Franka też nie można się oprzeć. naprawdę. po prostu nie można. robiłam testy, ale nie wyszło. ten hultaj może zrobić, co chce, narozrabiać, nałobuzować, a na końcu i tak dostaje uśmiech. a, nie! przepraszam! jest jedna osoba, która skutecznie się opiera. Ała zwany też Pubą jest tak skutecznie dręczony przez tego małego potwora, że miny go nie rozbrajają...

Brak komentarzy: