a jakże by inaczej!
Kuba zdecydowanie jest ostatnio gwiazdą. nie wiem, czemu to przypisywać. zmieniło się w dniu, kiedy miał ostatnie szczepienie antyalergiczne. czyżby mu podawali coś dodatkowego bez mojej zgody? w każdym razie mają moje błogosławieństwo :)
zaczęło się od tego, że 2 tygodnie temu planowałam jednodniowy rajd po specjalistach z dwójką dzieci. w planie uwzględniłam relaksację mamy przy mango lassi, kawę lub cokolwiek w dowolnej cenie, jako że wiedziałam, że będę tego potrzebować. i co? i nic! dzieci jak z jakiegoś propagandowego czasopisma - zadowolone, uśmiechnięte, karne - chciałoby się powiedzieć... robiły wszystko, co powiedziałam, w dodatku bez marudzenia, a Kuba bez jęczenia (!). byłam tak zaszokowana, że mango lassi potrzebowałam jeszcze bardziej, albowiem spodziewałam się, że to taka zmyłka tylko tuż przed tym, jak matce dadzą w kość. nic takiego nie nastąpiło. i od tej pory (a mija już 13 tydzień) moje dzieci są modelowymi dziećmi i modelowym rodzeństwem. nie wiem, doprawdy nie wiem, czemu to przypisywać. a szkoda, bo zbiłabym fortunę.
Kuba bawi się z Frankiem godzinami, dogaduje się z nim, troszczy się o niego, w przedszkolu żałuje, że nie będzie z Frankiem... dziecko - marzenie każdej matki. brat - marzenie każdego dziecka.
NIE JĘCZY. no nie tak, żeby zero - bądźmy uczciwi. ale to jest promil. no, może procent. jeden.
ubiera się sam i leci na śnieg. nawet przy minus 10 plus wiatr. a, sam leci, oczywiście. matka nie jest chętna. nawet przy minus 5...
stosunkowo łatwo odrywa się od gier, bajek. jak ogląda bajki, negocjuje z Franiem, co będą oglądać, "czyja" to będzie bajka.
czyta. wszystko, co mu wpadnie w oko. nie, jeszcze nie książki, ale dużo przegląda sam i na przykład czyta nazwy dinozaurów lub gadów, których nie zna, nazwy pojazdów z książek a la encyklopedia techniki, polecenia do zadań, tytuły książek w bibliotece, a czasem i Franiowi jakieś proste treści z książeczek dla dzieci. zaczyna powolutku czytać po angielsku (ach, te multimedia...)
pisze. koślawo i kulfonowato, ale napisze wszystko, co chce.
liczy. że wie, ile to jest 1600 - 600, to się nie zdziwiłam - wiedziałam, że wydedukuje. ale że zaraz potem policzył, ile to jest 1600 - 700, to mnie zadziwiło.
uwielbia pojęcie nieskończoności. to od dawna właściwie, tylko teraz stało się ono jakieś namacalne (no, jak to nieskończoność... namacalna do bólu :) zrozumiałe, powiedzmy). pyta na przykład:
mamo, prawda, że nieskończoność dodać sto to jest nieskończoność? a nieskończoność dodać nieskończoność to też nieskończoność, prawda? aż strach myśleć, co będzie, jak dalej będzie się tak rozwijał :)
zazdroszczę mu, nie ma co ukrywać :)
no i mówi nadal pięknie. muszę, po prostu muszę (piszę to, żeby się zmobilizować) zacząć zapisywać. bo używa pięknego języka. pięknych, bogatych sformułowań.
fajny ten nasz Kuba.