poniedziałek, 3 września 2012

Kamyczki

przybywa mi kamyczków. nie, nie martwcie się o te żółciowe, póki co nic o nich nie wiem. chodzi o Kubusia.
Kubuś poszedł do nowego przedszkola. stare (choć nowe) charakteryzowało się skostniałą strukturą myślenia pań przedszkolanek, o szefowej nie wspominając. wybraliśmy więc inne, takie, w którym panie wydawały się bardziej elastyczne.
no i na razie się sprawdza.
razem z dniem dzisiejszym Kuba był tam 9 razy. oczywiście miałam dylematy, na którą ma tam chodzić, o której go odbierać, może wozić późno i odbierać wcześnie, skoro i tak jestem w domu z Frankiem? ale jeśli tak, po co płacić ciężką kasę za cały dzień?
tak więc poszedł ze śniadaniem, na pewno do obiadu, a potem miało się okazać.
czwartego dnia się okazało. płacz. przy odbieraniu. że on jeszcze nie chce do domu. chce zostać. i tak jest do dziś.
nie lubi się rozstawać, to widać, ale idzie bez płaczu i bez zahamowań, wychodzi z przedszkola niechętnie. panie są uśmiechnięte, pogodne, jakieś takie lekkie w obejściu. mam nadzieję, że to na stałe.

a kamyczki? codziennie Kuba przynosi mi z przedszkola kamyczki. znajduje je na przedszkolnym placu zabaw i wybiera dla mnie co ładniejsze. jest w tym coś bardzo wzruszającego. codziennie ma dla mnie prezent ze swojego miejsca. więc wiem, że o mnie myśli, ale jednocześnie się bawi z dziećmi i nie smuci. cóż może być lepszego?

ps. ostatnio Kuba często mówi: "jak chcesz" i "ty zdecyduj". chcesz zjeść ogórka? jak Ty chcesz. pojedziemy do lasu czy wzdłuż ulicy? ty zdecyduj.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

:)
I.