w drodze do przedszkola rozmawialiśmy dziś z Kubą o gilach. rzecz niestety nie dotyczyła uroczych małych ptaszków o czerwonych brzuszkach...
- Zapomniałam wyciągnąć Ci gile fridą.
- Co one chcą?
- Kto?
- Gile.
- ...
- Co one chcą? One chcą być w nosku?
- Nie, one chcą być wyciągnięte fridą.
- One się smucą?
- ... *
z drugiej strony - przy całej jego elokwencji - w Kubusia wstępuje czasem tumanizm:
- Co tam pracuje koparka? [w tym kontekście "co" oznacza "dlaczego" i jest to dla mnie zupełnie jasne]
- Pracuje, bo tam panowie układają takie duże rury.
- Co?
- Takie duże rury kładą, żeby woda z sedesu mogła odpływać do oczyszczalni.
- Co?
- Takimi dużymi rurami brudna woda z domków płynie do oczyszczalni i tam się ją czyści.
- Co?
- Nie wiem, co! Rury kładą.
- Co?
- Nie wiem, co, synku. O co Ty mnie pytasz?
- O co?
- No właśnie: o co?
- Co?
- Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!
*tak naprawdę w takich sytuacjach tam nie następują żadne trzy kropki autoryzowane przez mamę, tylko chwila ciszy, a po niej wyznanie (prawdopodobnie dość wyrwane z kontekstu dla rozmówcy): Kocham Cię! każdorazowo...
2 komentarze:
Rozbawił mnie ten drugi dialog :-))))
coooo?????????
Prześlij komentarz