piątek, 21 maja 2010

Kryzys

czasem miewam kryzys. ostatnio rzadko, ale się zdarza.
wczoraj moja odporność na powtarzalność była wyjątkowo niska...

Mamo, simak!
Simak, mamo!
Simak!
Simak!
Mamo, simak!
Tu jest simak, mamo!
Simak, mamo!
(…)
Tak, synku, tu jest ślimak!

Idzie, mamo!
Idzie!
Idzie simak!
Mamo, idzie!
Idzie simak, mamo!
Simak idzie!
Idzie, mamo!
(…)
Tak, ślimak idzie, synku!

Nie idzie!
Nie idzie!
Stoi!
Simak stoi!
Stoi, mamo!
Stoi simak!
Simak stoi!
Stoi, mamo!
Mamusiu, simak stoi!
Nie idzie!
(…)
Tak, ślimak już nie idzie. Stoi.

Nie ma simaka, mamo!
Nie ma simaka!
Mamusiu, nie ma simaka!
Uciek!
Mamo, simak uciek!
Uciek simak!
(…)
Tak, synku! Wziął nogi za pas i uciekł!

dobrze, że to tylko pismo i nie słychać tonu głosu. a właściwie tonów. głosów.
entuzjastyczny, radosny wysoki głosik i sączący się przez zęby znacznie niższy głos.

uwielbiam to, że mój kochany synek tak wcześnie tak pięknie mówi. wczoraj traciłam cierpliwość już przy ósmym powtórzeniu... na szczęście jedno z drugim nie stoi w sprzeczności...

Brak komentarzy: