przypuszczam, że więcej mam ma tak jak ja. bo dla mnie to najgorzej nastawić się, że jakoś będzie... tak jak dziś: jak Kubuś uśnie, to ja: upiorę, uprasuję, ugotuję i inne czynności na u i nie tylko... a co Kubuś na to? nie zasnął. wcale.
no więc, skoro napisałam o tym, jak pięknie jeździ na hulajnodze, pomyślałam, że podjedziemy (tzn. on podjedzie) do kiosku po gazetę.
no i pojechaliśmy:

po drodze były taczki

oraz jakieś koło w chodniku

trzeba było znieść hulajnogę z krawężnika

i już można było zmierzać w kierunku kiosku

gdy nagle...

trzeba było wspiąć się na krawężnik

zjechać z niewielkiej górki

(a właściwie sprowadzić hulajnogę)

a potem... obok kiosku był sklep spożywczy...

no i idealne miejsce do przycupnięcia z bułą

zresztą inne było równie dobre

nie miałam wystarczająco wielu rąk, żeby zrobić zdjęcie obrazujące, jak idę z Kubą, hulajnogą, gazetą i aparatem w dłoniach (i na szyi). a miało być szybko i lekko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz