piątek, 17 grudnia 2010

Zdrowie

środa była dniem, który już zamierzałam opisać na blogu jako idealny, bo:
wyspaliśmy się
Kubuś obudził się w doskonałym, zabawowym nastroju
radośnie pomaszerował do przedszkola
radośnie z niego wymaszerował
po przyjściu do domu samodzielnie się rozebrał i przebrał w dresy (w tym sam zdjął pieluszkę i założył majtki)
kontynuował sprawy nocnikowe do tego stopnia, że
po raz pierwszy (po raz pierwszy, kiedy był w ubraniu, latanie z gołą pupą to zupełnie inna sprawa)  z własnej inicjatywy wybrał się na nocnik z cięższą sprawą
w ogóle był w doskonałym nastroju i kondycji

a mnie w tym czasie mieszkanie sprzątało się nie moją ręką

ale spadek apetytu był zastanawiający. zaraz potem Kuba zaczął wymiotować. i tak zostało aż do nocy.
zmartwiłam się nim i zmartwiłam się sobą, bo zamiast sobie spokojnie leżeć, musiałam ganiać z miskami,  ubraniami na zmianę, probiotykami, napojami... ech, żal mi nas było...
na szczęście potrwało to jakoś do północy i... z rana Kuba jak nowy!
w czwartek został odwieziony do przedszkola, gdzie - wyczerpany nocą - pierwszy raz usnął! o 16:30 był ostatnim dzieckiem, które opuściło przedszkole! w doskonałym humorze, zresztą, co szalenie mnie ucieszyło.
od tej pory jest normalnie.

a ja udałam się na pierwsze po szpitalu ktg, którego zapis wygląda dobrze. będę się tak kontrolować regularnie, ale czuję i WIEM, że jest dobrze. i będzie dobrze przez jakiś czas. chyba jednak braciszek będzie młodszy od Kubusia o 3 lata kalendarzowe (tego mi trochę szkoda).

dzisiaj po raz pierwszy po wyjściu ze szpitala naprawdę LEŻĘ. sama, w spokoju, po prostu leżę. nie jest to łatwe.

Brak komentarzy: