ale nie jakaś nasza indywidualna, tylko taka, która dotyczy większości z nas. taka, którą uwielbiam. co roku niezmiennie. a może zmiennie? może z roku na rok coraz bardziej? może i tak... w każdym razie dziś o 19ej było jasno jak w dzień... u-wiel-biam!
z tej okazji niecodzienny prezent dla Was, za zgodą autorki - fotografki i rysowniczki, Marty Z. :
jak się komuś podoba, zapraszam na więcej tutaj
a o moich synach piszę do Was codziennie. na razie w myślach...
niedziela, 27 marca 2011
piątek, 25 marca 2011
Wyznanie
muszę się do czegoś przyznać.
fajnie jest być mamą zaangażowaną, aktywną, przyzwalającą, mobilizującą i inspirującą. staram się doskoczyć do tego ideału. w ramach doskakiwania kupiłam Kubie plastelinę, aby pomóc mu rozwinąć jego potencjał twórczy.
i teraz tytułowe wyznanie:
NIENAWIDZĘ PLASTELINY!!!
przy plastelinie sentencja "brudne dziecko to szczęśliwie dziecko" przekształca mi się w "brudne dziecko to nieszczęśliwa mama" :-))
u nas tak się akurat złożyło, że Kuba wyjął tę podle tłustą plastelinę dwa razy: raz, kiedy akurat wszystko było cudownie posprzątane, a podłoga umyta, a dugi raz, kiedy wszystko było cudownie posprzątane, a podłoga umyta...
kredki, flamastry, farby, pastele, masa solna - proszę bardzo. plastelinie mówię stanowcze NIE!
postanowiłam wyrzucić plastelinę, teraz będę pracować nad realizacją tego postanowienia. trzymajcie kciuki!
ps. po chwili:
wykrakałam. kiedy pisałam powyższe, Kuba zamalowywał kolejne powierzchnie pastelami. po co? bo mama tak ładnie posprzątała po plastelinie, że on już nie miał co ścierać gąbeczką, a bardzo chciał. ale...
- Mama, nie ścierza się!
- No, nie ścierza się. Nie bierz tego ręczniczka, nim też się nie zetrze.
- Ścierza się, mamo! Ścierza się!
- ...
teraz usiadłam z Franiem tak, że nie widzę, co robi. ciekawe...
fajnie jest być mamą zaangażowaną, aktywną, przyzwalającą, mobilizującą i inspirującą. staram się doskoczyć do tego ideału. w ramach doskakiwania kupiłam Kubie plastelinę, aby pomóc mu rozwinąć jego potencjał twórczy.
i teraz tytułowe wyznanie:
NIENAWIDZĘ PLASTELINY!!!
przy plastelinie sentencja "brudne dziecko to szczęśliwie dziecko" przekształca mi się w "brudne dziecko to nieszczęśliwa mama" :-))
u nas tak się akurat złożyło, że Kuba wyjął tę podle tłustą plastelinę dwa razy: raz, kiedy akurat wszystko było cudownie posprzątane, a podłoga umyta, a dugi raz, kiedy wszystko było cudownie posprzątane, a podłoga umyta...
kredki, flamastry, farby, pastele, masa solna - proszę bardzo. plastelinie mówię stanowcze NIE!
postanowiłam wyrzucić plastelinę, teraz będę pracować nad realizacją tego postanowienia. trzymajcie kciuki!
ps. po chwili:
wykrakałam. kiedy pisałam powyższe, Kuba zamalowywał kolejne powierzchnie pastelami. po co? bo mama tak ładnie posprzątała po plastelinie, że on już nie miał co ścierać gąbeczką, a bardzo chciał. ale...
- Mama, nie ścierza się!
- No, nie ścierza się. Nie bierz tego ręczniczka, nim też się nie zetrze.
- Ścierza się, mamo! Ścierza się!
- ...
teraz usiadłam z Franiem tak, że nie widzę, co robi. ciekawe...
czwartek, 24 marca 2011
środa, 23 marca 2011
Z chłopakami
wpis na gorąco:
Kuba został sam na dworze. z kolegami.
no, w końcu ma już 32 miesiące!
:-))
i dzielnie towarzyszył mi u dentysty. był baaaardzo grzeczny w gabinecie!
Kuba został sam na dworze. z kolegami.
no, w końcu ma już 32 miesiące!
:-))
i dzielnie towarzyszył mi u dentysty. był baaaardzo grzeczny w gabinecie!
wtorek, 22 marca 2011
Kuba
Kuba, ach ten Kuba...
fascynacja Babcią:
zabawa w wiosennym słońcu:
a po drugim spacerze Kuba grzecznie zdjął buty...
fascynacja Babcią:
zabawa w wiosennym słońcu:
a po drugim spacerze Kuba grzecznie zdjął buty...
Kuba, ach ten Kuba!
wiecznie zakatarzony, często uśmiechnięty, bardzo czuły, nieznoszący krytyki, nienawidzący zasypiania, z bogatą wyobraźnią i zupełnym brakiem talentu plastycznego, za to z wielką miłością do motoryzacji i dużym poczuciem humoru...
udany egzemplarz :-)
poniedziałek, 21 marca 2011
niedziela, 20 marca 2011
Weekend w mieście
szaro, buro i ponuro, więc weekend spędziliśmy w mieście
wczoraj kino
a potem kiermasz mamo/dziecio/bio/eko, na którym najatrakcyjnieszy był węż
a dziś kawiarnia
a w niej sadzenie kwiatów
z energicznym uklepywaniem
w mieście będziemy bywać częściej, co postanowiłam po krótkim dialogu z moim starszym synem:
- Mamo, co to jest? Sklep?
- Nie, przystanek, synu...
wczoraj kino
a potem kiermasz mamo/dziecio/bio/eko, na którym najatrakcyjnieszy był węż
a dziś kawiarnia
a w niej sadzenie kwiatów
z energicznym uklepywaniem
w mieście będziemy bywać częściej, co postanowiłam po krótkim dialogu z moim starszym synem:
- Mamo, co to jest? Sklep?
- Nie, przystanek, synu...
sobota, 19 marca 2011
Niedziela w Krakowie
nie ta niedziela, rzecz jasna, a poprzednia. jednak już nie tak łatwo pisać bloga, jak kiedyś, więc relacja dopiero dziś. zostałam personalnie zdopingowana, a do tego zaraz nie będzie można się w tych niedzielach połapać, więc piszę.
a przy okazji donoszę znajomym blogowiczom, że są regularnie czytani, niestety komentarzy mniej, bo jedną ręką pisać trudno, czytać łatwiej :-)
ale wróćmy do Krakowa:
na Plantach:
z Babcią:z Tatą:
z Krakowiakiem (a jakże!):
z gołębiami (tu dedykacja :-)
z obwarzankami:
z Wawelem (miecz na smoka słabo widoczny, ale jest)
i wszyscy razem:
smok nie zaatakowany, tylko zdobyty:
nie bez trudu...
Franio też był koło smoka
tyle, że tak naprawdę wyglądał wtedy tak:
a potem zrobiło się napraaaaawdę ciepło
chłopaki przez chwilę przysypiali równolegle w wózkach, ale wtedy umknął mi aparat
Kuba, jak zawsze, zainteresowany motoryzacją
a Kraków Kubą
a teraz krótka notka werbalna, która być może zostanie przerwana wpół przez dźwęki z sypialni :-)
w Krakowie mieliśmy zaplanowane 4 punkty programu:
zejście smoczą jamą do smoka i pokonanie go
wizytę w sklepie z super bańkami mydlanymi i zamknięcie kogoś w bańce mydlanej
obiad w ulubionej indyjskiej restauracji
kawa w knajpie przyjaznej dzieciom
i co?
smok był, ale smocza jama już jakby mniej. tzn. jeszcze nie sezon na nią :-(
bańki owszem były, ale sprzęt do zamykania w bańkach akurat się zepsuł :-(
indyjska restauracja była zarezerwowana aż do kolacji :-(
w knajpie przyjaznej dzieciom akurat (wyjątkowo w niedzielę, jak podkreślała pani) były urodziny i cała była zarezerwowana. alternatywna polecana - już nieczynna :-(
i co? myślicie, że się załamaliśmy? może, gdyby był mróz i gradobicie. ale było 18 stopni!! w tej sytuacji chodzenie po Krakowie w poszukiwaniu niedostępnych atrakcji było czystą przyjemnością!
i jeszcze refleksja:
w Warszawie co 2 kroki napotykam knajpę przyjazną dzieciom. bardzo przyjazną. taką, w której każda mama spokojnie wypije kawę, a może nawet zje ciastko, jeśli ma ochotę. a takie trochę przyjazne, gdzie dziecko usiądzie na wysokości mamy i może przy niej wypić sok są co krok. w Krakowie trudno jakąkolwiek znaleźć. dopiero teraz doceniam swój komfort w tej materii. i dopiero teraz włos mi się jeży na głowie w sprawie mam w małych miastach. chyba nie mają wyboru...
i jeszcze o chuście: wzbudzałam małą sensację, chodząc z Franiem w chuście. tak jakby w Krakowie prawie nikt nie chodził. ale to może kwestia tego, że większość wytrzeszczających się to byli turyści. choć nie spotkałam innej mamy z chustą... a dzień był piękny...
Subskrybuj:
Posty (Atom)