sobota, 19 marca 2011

Niedziela w Krakowie

nie ta niedziela, rzecz jasna, a poprzednia. jednak już nie tak łatwo pisać bloga, jak kiedyś, więc relacja dopiero dziś. zostałam personalnie zdopingowana, a do tego zaraz nie będzie można się w tych niedzielach połapać, więc piszę.
a przy okazji donoszę znajomym blogowiczom, że są regularnie czytani, niestety komentarzy mniej, bo jedną ręką pisać trudno, czytać łatwiej :-)

ale wróćmy do Krakowa:
na Plantach:
z Babcią:
z Tatą:
z Krakowiakiem (a jakże!):
z gołębiami (tu dedykacja :-)
z obwarzankami:
z Wawelem (miecz na smoka słabo widoczny, ale jest)
i wszyscy razem:
smok nie zaatakowany, tylko zdobyty:
nie bez trudu...
Franio też był koło smoka
tyle, że tak naprawdę wyglądał wtedy tak:
a potem zrobiło się napraaaaawdę ciepło
chłopaki przez chwilę przysypiali równolegle w wózkach, ale wtedy umknął mi aparat
Kuba, jak zawsze, zainteresowany motoryzacją
a Kraków Kubą
a teraz krótka notka werbalna, która być może zostanie przerwana wpół przez dźwęki z sypialni :-)

w Krakowie mieliśmy zaplanowane 4 punkty programu:
zejście smoczą jamą do smoka i pokonanie go
wizytę w sklepie z super bańkami mydlanymi i zamknięcie kogoś w bańce mydlanej
obiad w ulubionej indyjskiej restauracji
kawa w knajpie przyjaznej dzieciom

i co?
smok był, ale smocza jama już jakby mniej. tzn. jeszcze nie sezon na nią :-(
bańki owszem były, ale sprzęt do zamykania w bańkach akurat się zepsuł :-(
indyjska restauracja była zarezerwowana aż do kolacji :-(
w knajpie przyjaznej dzieciom akurat (wyjątkowo w niedzielę, jak podkreślała pani) były urodziny i cała była zarezerwowana. alternatywna polecana - już nieczynna :-(

i co? myślicie, że się załamaliśmy? może, gdyby był mróz i gradobicie. ale było 18 stopni!! w tej sytuacji chodzenie po Krakowie w poszukiwaniu niedostępnych atrakcji było czystą przyjemnością!

i jeszcze refleksja:
w Warszawie co 2 kroki napotykam knajpę przyjazną dzieciom. bardzo przyjazną. taką, w której każda mama spokojnie wypije kawę, a może nawet zje ciastko, jeśli ma ochotę. a takie trochę przyjazne, gdzie dziecko usiądzie na wysokości mamy i może przy niej wypić sok są co krok. w Krakowie trudno jakąkolwiek znaleźć. dopiero teraz doceniam swój komfort w tej materii. i dopiero teraz włos mi się jeży na głowie w sprawie mam w małych miastach. chyba nie mają wyboru...
i jeszcze o chuście: wzbudzałam małą sensację, chodząc z Franiem w chuście. tak jakby w Krakowie prawie nikt nie chodził. ale to może kwestia tego, że większość wytrzeszczających się to byli turyści. choć nie spotkałam innej mamy z chustą... a dzień był piękny...

8 komentarzy:

pa_ulinka pisze...

zapraszam częściej do Krakowa :)

Dag pisze...

Piękna wycieczka :-)

Julko pisze...

Jeju, jaki Franio maleńki!!!

pani od rysunkow pisze...

hadzia! w smoka


no, w koncu wpis. moge Was dalej spokojnie kontrolowac ;) troche Wam zazdroszcze tego Krakowa, bo mam tam super siostre z rodzina i znam jeszcze inne mile osoby.

usciski z L. zanim wylece. ostatnie z tego wyjazdu.

mama FiK pisze...

boże drogi! przecież ja to napisałam chyba z pół godziny temu! i już 4 komentarze!
no, chyba naprawdę czekałyście na wieści od chłopaków :-)
pozdrawiam i dziękuję za komentarze!

Anonimowy pisze...

Franek przespał Kraków:)Dobrze,że Kuba aktywny:) A w poszukiwaniu knajpy przyjaznej dzieciom trzeba było udać się, rzut beretem przecież, do Tarnowa. Jest tu super miejsce, na Kępie:) U nas też było 18 stopni, nie było wprawdzie smoka, ale były bazie! I relaks nad rzeką, i rzucanie doń kamyczków. Coś pięknego:)
Dziękuję za dedykację;)

Sheba pisze...

Jestescie piekna RODZINA,jak milo patrzec na pogodne buzie.Mamo pieknych chlopcow,jestes wspaniala.

Anonimowy pisze...

Przeczytałam, że w Warszawie spotykasz dużo miejsc przyjaznych mamie; gdzie są? ja coś nie mogę na taką natrafić; może dlatego że mieszkamy na woli; pozdrawiamy Agnieszka z córeczką