wróciliśmy.
można by się w zasadzie tylko cieszyć, gdyby nie to, że wróciliśmy my i choroba. choroba jest paskudna, bo jest nią zapalenie krtani Kubusia i jedynym pocieszeniem jest to, że najgorszy kawałek szybko mija. niemniej od niedawna nienawidzę określenia "szczekający kaszel", o samym zjawisku takowego kaszlu nawet nie wspominając...
szybciutko chronologicznie:
Kubuś jest wspaniałym podróżnikiem. 16 godz. w pociągu w te i 17 z powrotem upłynęły dość spokojnie, a aktywność Kubusia niewiele różniła się od domowej. na miejscu zaś Kubuś był jeszcze mniej kłopotliwym towarzyszem podróży. najmniej lubił podróżować w samochodzie, najbardziej chyba w tramwaju, gdzie zaczepiał kogo się tylko dało. zobaczyliśmy kawałek świata i zamierzamy to powtarzać, tylko wcześniej... wyrobimy Kubusiowi paszport... bo tym razem pojechaliśmy bez... jak mama zobaczyła w Holandii kontrolę paszportową, to mało martwym trupem nie padła, bo oczyma wyobraźni zobaczyła konfiskatę Kubusia... miły to aspekt poczucia bycia obywatelem świata i należy się tylko cieszyć, że panowie celnicy mieli podobne poczucie, bo jakoś nie dopytali, czyje to dziecko wwozimy do tego bezbożnego kraju. w drodze powrotnej celników nie było...
na naszym wspaniałym Centralnym Kubuś zamknął oczy na dłużej... (mieliśmy ochotę zrobić to samo)


w pociągu długo nie spał, za to zrobił się miłym przytulakiem

a jak już zasnął, to w wózkowym łóżeczku spał nie gorzej niż w swoim domowym.

a rano bawił się nowymi zabawkami inżynieryjnymi

no, czasem też manifestował swoje niezadowolenie (jedzenie nadciągało zbyt powoli)

a to już w kolejnym pociągu, po przesiadce

i widoki za oknem.

teraz Kubuś ma się już lepiej niż tuż po powrocie, szczekający kaszel zniknął, pojawił się taki nieco mokry i potworny katar. ech... przykro patrzeć i słuchać, jak się męczy nocą. ale humor już mu na powrót dopisuje, czwarty ząb już wystaje, a! i nawet raczkowanie się pojawiło! w mikroskali, ale zawsze. za to wstawanie... non-stop!
poniżej obfita relacja z wyjazdu