wtorek, 28 lipca 2009

I jeszcze jeden i jeszcze raz...

ooo... to był aktywny dzień! nic dziwnego - jeśli wstaje się o 5:30, ma się czas na wszystko!

to po kolei.
skąd taki tytuł posta? okazało się, że jeszcze nie skończyliśmy świętować roku! nie było już imprezy, ale przyleciał prezent! i to jaki! piękny! zielony... ubolewałam, że nie mogę zrobić Kubie z nim zdjęcia, ale pilnowanie Kuby z prezentem i robienie zdjęcia to za dużo.

po przedpołudniowej drzemce Kuba jak zwykle dostał kaszę. po raz kolejny odmówił spożywania jej przy pomocy ręki mamy i zażądał samodzielnego jedzenia. cóż było robić???
jaki ładny i grzeczny chłopczyk, prawda?
ale niech tylko coś pójdzie nie po jego myśli!
dajmy jednak spokój minom. Kubuś jadł, jak potrafił:
potem prosto do wanny. w ubraniu.

po przebraniu udaliśmy się na ulicę, do chłopaków. oto króciutka fotorelacja:
na powyższych zdjęciach Kuba akurat bawi się w przewidywalny sposób, ale przez większą część czasu CHODZIŁ swoimi ścieżkami, co przyprawiało mnie o intensywny ból pleców, więc musiałam przerwać te zabawy wyjściem do sklepu po wyimaginowane zakupy...

kiedy wróciliśmy, Kuba zjadł obiad i - o dziwo - sam zasnął. w tym czasie udało mi się zrobić parę rzeczy i... uwaga! przeczytać 8 stron książki! i ciut ciut zdrzemnąć! rozpusta!
z tej radości postanowiłam zrobić też coś miłego dla Kuby i jak tylko się obudził, zapakowałam go do basenu. z basenu zdjęć nie mam, bo spuszczanie Kuby z oka w wodzie uważam za wysoce ryzykowne. zresztą nawet jak na niego cały czas patrzyłam, to się biedak poślizgnął (wysmarowany przecież od stóp do głów kremem z filtrem) i bardzo przestraszył.
kontynuowaliśmy więc golasowatość w domu. i stąd już jakieś zdjęcia są!
Kuba obsikał tylko podłogę (panele) i sofę (skóropodobna), co mu się bardzo chwali!

a potem były kolejne posiłki (też samodzielne), burza, spacer po burzy, kąpiel (obsikał mnie, zanim wszedł do wanny!) i wieczorne szaleństwa. te właściwe zaczęły się, kiedy wrócił Tata - stęskniony Kuba dostał nagłego przypływu energii.
ale poniższe zdjęcia pochodzą z szaleństw z mamą - to jest właśnie jeden z wariantów zabawy w udawanie okropnej złości (mama) za wyrzucenie czegoś z łóżeczka (Kuba)
U-WIEL-BIAM! te miny, te śmiechy...
no i już na zupełny koniec dnia Tata zrobił Kubie zdjęcia z porannym urodzinowym prezentem!
świetny, prawda??dziękujemy państwu Franssenom!!

a co do aktywnych dni: jutro poproszę o spokojniejszy...

Brak komentarzy: