sobota, 2 lutego 2013

Dzień, w którym na wszystko znalazł się czas

właśnie.
fenomenalne uczucie.
czas na spokojną kawę. czas na spokojne ubieranie. czas na spokojne śniadanie. czas na spokojne (!) podanie antybiotyku. czas na spokojne wycieranie pawia po antybiotyku.
czas na liczne działania artystyczne.
no, tu musimy zatrzymać się na dłużej.
ja (ja!) zorganizowałam im dziś dzień rozwoju twórczego. choć może raczej manualnego. nie, artystycznego jednak.
zaczęło się od działań muzycznych. rozpoznawaliśmy piosenki (czy kolędy oraz hymn to piosenki??) z wystukiwanych (!) melodii. jak wystukiwanie nie wystarczało, rozpoznawali z nuconej melodii. nuconej przeze mnie!! Kuba rozpoznawał ze 100% skutecznością. wzbudziło (ożywiło raczej) to mój zachwyt nim i sobą ;) co więcej - ja rozpoznałam wystukaną przez niego melodię! to po raz kolejny przypomniało mi, że praktyka czyni mistrza. Kuba nie jest jakimś muzycznym geniuszem, ale dużo śpiewa. no i się nauczył! naprawdę jestem zachwycona.
potem były działania manualne. Franek wyklejał, a Kuba rysował.
tu przede mną duuużo pracy.
Kuba jest baaardzo inteligentnym chłopcem. werbalnie rozwiniętym ponad miarę. jest dobry w matematyce i zaczyna być w czytaniu. ale trzymanie czegokolwiek, co pisze... ech...
zamieszczę to tutaj. ku pamięci własnej.
tak wygląda ślimak rysowany własnoręcznie:
a tak ślimak rysowany z moją pomocą (kropki):
tak wyglądają próby samodzielnego narysowania lwa:
 tak lew rysowany z moją pomocą:
w górnej części próba stworzenia zebry, w dolnej próba rysowania jej ze mną:
tu Kuba próbował narysować smoka:
tu rysował go ze mną:
nie, nie chodzi mi o to, jak pięknie rysuję :) chcę za jakiś czas zobaczyć, jakie Kuba poczynił postępy. 
po tym, jak pouczęszczamy na integrację sensoryczną. bo w niej upatruję odpowiedzi na jego nieumięjętności.

a całkiem potem znalazłam czas, żeby zrobić sobie listopad. jak się robi listopad? bierze się grabie i grabi się nimi opadłe liście. gwarantuję Wam, że nie tylko aktywność jest listopadowa, zapach też. wilgoć i zgnilizna. ja akurat lubię... dobra, nie zgnilizna. zbutwiałe liście. 
optymistyczne jest to, że od razu po listopadzie przyjdzie wiosna. chyba.

na koniec dnia malowanie farbami. wyjątkowo, bo wcale niełatwo mnie na to namówić. efekty zawsze uwielbiam, sprzątanie mniej. nie po Kubie, oczywiście. wystarczy Franka spuścić z oka, a to, co później zastaję, sprawia, że włosy stają mi dęba. więc tym razem pilnowałam. było super.

cały dzień był genialny. recepta na sukces?
100% zaangażowania. 
wejście na całość we wszystko, co się robi. czyli 100% działań artystycznych, 100% grabienia, 100% ścierania pawia i 100% kawy. no, dobra - 80% na kawę.
po raz kolejny przekonałam się: ile włożysz, tyle dostaniesz. żadne półśrodki.

a na koniec dzieło Franka, zainspirowane działaniami jego przyjaciela:
tak było dzisiaj u nas.

ps. specjalne pozdrowienia dla Sister, która też miała dzisiaj dobry dzień. 100%, prawda, Sister?

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Taaak, 100% zawsze się opłaca :) Ale Twój pęd do działalności artystycznej jest jakiś niezwykły.. śpiewanie, malowanie, wyklejanie, wszystko w jeden dzień! M.

mama FiK pisze...

no, jeszcze tańczyliśmy :-)

mama FiK pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Julko pisze...

Też lubie taki czas.
ja też trochę wcześniej siedziałam w temacie integracji sensorycznej, trochę działaliśmy z nią u logopedy. Można się pobawić.

mama FiK pisze...

bawić to mi się nie chce - dużo się bawię z Frankiem :-)
ważne jest dla mnie, czy rezultaty widzialne są. są??

Julko pisze...

U nas po pół roku pracy z logopedą przy odwrażliwianiu Julka były bardzo duże postępy. Tu moze mniej było SI, ale idąc w temacie zaczęlismy ćwiczyć "pamięć krótką" i tu było jeszcze lepiej. Temat integracji sensorycznej ciągle jest nam bliski. Wy w Warszawie pewnie macie świetne terapie czego bardzo zazdroszczę.

mama FiK pisze...

cholera, nic nie zrozumiałam... :)