mój maleńki Kubuńcio urodził się rok temu. niedawno? cała wieczność? na pewno wniósł do mojego życia tyle bogactwa, że nie mogłam się tego spodziewać! nadal patrzę sobie na niego i fascynuje mnie to, że on JEST. to mi nie przeszło.
maleńki? ja wciąż nie mogę się nadziwić, że on taki gotowy wyszedł z brzucha. że nie musiał wskoczyć do brzuchowego inkubatora i tam się dorozwinąć. że można go było dotykać, kąpać, ubierać... żadnej fazy przejściowej, tylko ot tak fik! i już się pojawił. cały taki gotowy, tylko pomniejszony.
urodziny spędziliśmy w trójkę głównie w edukado i trochę w red onion. zapewniło to Kubusiowi wystarczający poziom rozrywki.
domki - wiadomo - są najlepsze! tu akurat w postaci statku, ale grunt, że ma drzwi i można wchodzić i wychodzić.
to też była świetna zabawka - można przy niej stać dłuuugo i ciągle jest coś nowego
o, miś! a misiowi - to oczywiste - daje się buzi!
(a tu akurat miś rzucił się na Kubusia. chyba też chciał mu dać buzi...)
a to już seria pojazdy.
ten akurat to nie wiem, co. albo tandem albo pociąg :-)
to był dobry dzień. Kubusiowi chyba się podobało.
zrobił kolejne kroki, tak żeby Tata mógł zobaczyć, a wieczorem... o, wieczorem to się rozbrykał na całego w kwestii chodzenia! bardzo mnie to wzruszyło, że właśnie w dzień urodzin postanowił tak się rozbrykać. wzruszenie wzruszenie, ale śmiechu było co niemiara, zwł. jak Kubuś sam sobie bił brawo. nie wiem, skad on to umie, nikt go nie uczył, a bije jak zawodowy klakier. i śmieje się przy tym wszystkimi zębami.
wkrótce jakiś film z chodzenia, na razie trudno go uchwycić, bo jestem za bardzo rozemocjonowana :-)
a na deser coś sentymentalnego:
tylko zyskał na urodzie, prawda?
1 komentarz:
za kazdym razem jak go widze jest jeszcze piekniejszy:)))))
Prześlij komentarz