tak, lenie sie troche informatycznie, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, ze sa przeciez wakacje. kazdemu sie nalezy!
dzis troche zaleglych zdjec z dawien dawna (czyli sprzed dwoch tygodni).
najpierw byla rowerowa wycieczka do stadniny (spacer raczej), skad - paradoksalnie - nie mamy zdjec z konmi. za to mamy z konikami (a wlasciwie z kura...)





były pyszne!



miało byc milo i wakacyjnie, mielismy jechac na plaze, ale cos bylo nie tak. no i okazalo sie, ze to ta wstretna trzydniowka. najdziwniejsze w tym chorowaniu bylo to, ze nie towarzyszylo mu pojawienie sie kolejnego zeba. czworka spuchla, Kubus masowal ja zawziecie, ale na tym sie skoczylo. to pierwsza "samoistna" choroba Kubusia. choc tak naprawde mysle, ze miala zwiazek z zabkowaniem, no ale namacalnego dowodu nie ma.
nietypowe rowniez bylo to, ze Kuba wymiotowal, ale ponoc dzieci czasem reaguja tak na goraczke. na szczescie zaakceptowal leki:



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz