poniedziałek, 24 sierpnia 2009

wakacje w Tatrach

pewnie się zaciekawiliście, gdzie byliśmy, jak nas nie było? ano pojechaliśmy w góry. a że ambitni jesteśmy, to pojechaliśmy w najwyższe polskie.
byliśmy tam tydzień, więc mamy zdjęć kilkaset. daruję Wam, ale i sobie - zamieszczam trochę hurtem, bo mogłabym tu wklejać, wklejać i wklejać...

to nasz widok z okna. właściwie to można byłoby nigdzie nie chodzić...
ale chodziliśmy. oto najmłodszy turysta naszej ekipy na szlaku:
a to jego Tata, stale pozostający w kontakcie ze swoimi klientami. biznes wiąże...
a to pozostała część naszej ekipy. ambitny skład, mówię Wam!
a to ulubione zajęcie Kuby: zaczepianie turystek na szlaku:
i nauka obsługi sprzętu górskiego:
nigdy nie wiadomo, co można spotkać na szlaku...
no i te wszechobecne niedźwiedzie!
za to jak dobrze się śpi na tym powietrzu!
a we śnie...
wilki przemieszczały się w różnych przebraniach:a tu już turysta przebudzon. humor dopisywał
a pogoda - jak to w górach - była zmienna. generalnie jednak trafiliśmy na optymalna aurę - czasem słońce, czasem wiatr, z rzadka chmury, deszczu brak. czegóż chcieć więcej?
a o czym jest to zdjęcie? na pierwszym planie Tata, na drugim wielka piłka, a tam daleko daleko w tle Kuba. tacy jesteśmy wyluzowani rodzice!a co on tam robi? wiadomo, mechanika...
nie odciągali jego uwagi nawet czarodzieje (?)a to wyczyn, który szczególnie imponował mamie i Tacie - zapewniam, że grunt nie był ani stabilny ani poziomy...
a to kolejny dzień na szlaku
porwany przez wartki nurt
uratowany przez Dzielnego Ratownika
a to coś miłego - przejście graniczne. czas mija, a mnie nadal fascynuje, że pojechaliśmy na Słowację, nie posiadając przy sobie dowodu osobistego żadnego z nas, o paszportach nie wspominając. można po prostu jechać. i - tak jak my - zapomnieć o dokumentach.
a to już dzień ostatni - wycieczka w nieco okrojonym składzie:
Tonia chyba nie znalazła wystarczająco satysfakcjonującego miejsca dla siebie
Kuba korzystał z zabiegów krioterapii w obrębie dłoni
i podróżował w rozmaity sposób
ale zawsze z miną zdobywcy
a pozostała dwójka? czyniła ze swojego Taty największą atrakcją szlaku
a my w tym czasie odkrywaliśmy dawno zaginione miasta
aha, naprawdę byliśmy tam razem!
wydaje się, że Kuba wskazuje już nowe kierunki, jakie chciałby eksplorować
na pewno będziemy wracać.

długo by opisywać, te zdjęcia muszą wystarczyć. mogę tylko podsumować, że było wspaniale. szczególnie przyjemne było miejsce zakwaterowania. jakby ktoś bardzo pragnął, zdobędę kontakt (strony nie ma) - nie są to super wygody, ani żaden exclusiv, ale atmosfera...

1 komentarz:

Julko pisze...

Teraz to ja zazdroszczę, bo góry też kochamy! :)
Kubusiowy Tato z nosidłem na plecach wygląda zajefajnie! (takie właśnie określenie najbardziej mi tu pasuje :)):)A i pełen odjazd to śpiący na polanie Kuba :)
Mama Julka