czwartek, 7 stycznia 2010

Przyroda

dzisiejszy dzień upływał nam pod znakiem kontaktu z przyrodą.
od samego rana na świeżo zainstalowanym przez Tatę kanale National Geographic oglądaliśmy niezwykłe życie ptaków.
z dokumentu niezbicie wynikało, że sójka nie dosyć, że nie może się wybrać za morze, to jeszcze sama nie zeżre, a drugiemu nie da. oraz że na słoninę połaszczy się nawet kawka. oraz że wróble są niekumate. bo to że sikorki są zgrabne i sprawne, to już dawno wiedzieliśmy.potem odbyliśmy spacer z wózkiem*, który to wyczyn należało nie tyle sfotografować, co sfilmować... po silnych opadach śniegu w województwie mazowieckim absolutnie nie było mi po tym spacerze zimno...

wieczorem więc zaproponowałam Kubie sanki, za którymi - jak większość jego rówieśników - nie przepada. ku mojemu zdziwieniu entuzjastycznie się zgodził: mama ziuuuu! tak, tak, drodzy Czytelnicy, tak właśnie moje dziecko wspomina moje mistrzowskie szaleństwa na stoku! nie wierzycie?no, ale że w mazowieckim nie ma zbyt wielu nierówności, zaprzęgliśmy psa:
który zresztą długo nie pociągnął...
spacer należał do szalenie udanych. Kuba zaciekawiony dziećmi zjeżdżającymi z górki, dał się namówić na taki wyczyn i zrobiliśmy ziuuuu! ale tylko raz. drugi raz nie chciał, czego zresztą nie bardzo rozumiem. przyjmuję po prostu, że dzieci w tym wieku tak mają.

*tu należą się podziękowania pani K. G. za nieświadomą inspirację :-))

Brak komentarzy: