wtorek, 24 maja 2011

Pierwszy i ostatni(a)

wczoraj mój młodszy syn po raz pierwszy (tak, tak, nie łudzę się...) mnie obsikał.
czy jest się z czego cieszyć? nie wiem. ale to przynajmniej zabawne zdarzenie. zwłaszcza w kontekście następnego...
poddałam się. po pięciu tygodniach kataru Franciszka poddałam się i przechodzę na dietę bezmleczną. mogę nie jeść lodów, proszę bardzo! (nawet Hagen-Dazs) mogę nie jeść serów, proszę bardzo! (ale nie liczcie na to, że pojadę do Holandii) mogę jeść jedyną na rynku bezmleczną margarynę, proszę bardzo!
ale rezygnacja z kawy z mlekiem jest dla mnie ogromnym wyrzeczeniem (mój Drogi Synu!) to cudownie, że jest w sklepach wybór pseudomleka o różnych smakach, ale to jest PSEUDOmleko. o RÓŻNYM smaku. różni się ten smak zwłaszcza od smaku mleka :-(
tak więc dziś ostatnia na czas jakiś kawa z mlekiem.

miała być celebrowana. wypiłam ją między rozpakowywaniem zmywarki a zamrażaniem zupek dla Kuby, z Franiem na ręku. o dziwo, nie była smaczna... widocznie mój mózg się już przestawił i od tej pory delektował się będzie wyłącznie kawą z "mlekiem" migdałowym. amaretto takie. mamowe.

no i teraz nie wiem, o co wznosić modły: żeby dieta zadziałała, bo wtedy Franiowi się polepszy, czy żeby nie zadziałała, czyli żeby polepszyło mu się z innego powodu, podczas gdy ja spokojnie wrócę do mojego jedynego hobby (no dobrze, jest jeszcze czosnek...).

a Was proszę o domotywowanie mnie, bo moja motywacja jest słabiutka... nie dlatego, że zdrowie Franka nie jest dla mnie cenne, tylko dlatego, że w przypadku Kuby taka dieta nie działała. ale może bez niej byłoby dużo gorzej? nigdy się nie dowiem...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Kochana, nie ma to jak wlasny mozg. Ja w (de)motywowaniu dobra nie jestem, za bardzo JA lubie. Moze ty predko do Holandii nie przyjedziesz, ale Kafka bez kawki? Ech, trzymam kciuki!