piątek, 3 czerwca 2011

Dzień Dziecka

święto Kuby i Frania częściowo spędziliśmy w Kubusiowym przedszkolu:
ot i cała przedszkolna załoga:
chłopcy:
a Kubuś najładniejsz, prawda?
Franio - jak się już obudził - zerkał ze swojego pojazdu:
podczas gdy Kuba ganiał za bańkami:
i wprost stawał na głowie, żeby zaspokoić ambicje Taty:
ale najfajniejszy był koń:
mustang...
no, po prostu wierzchowiec...
(na którego Tata nie omieszkał wsadzić Frania, który tym samym stał się najmłodszym jeźdźcem w okolicy)
Kuba miał bardzo różne aktywności:
a mnie trafił się bonus:
było dość miło.

jednak nie to było największą przyjemnością tego dnia.
Franio, który dopiero dziś przyjął ostatnią dawkę antybiotyku, odzyskał tego dnia wigor. przez te kilka dni bardzo brakowało mi jego "gadania", jego śmiechów, zaczepek... aż w końcu doszedł do siebie! to było bardzo bardzo przyjemne. tak się rozgadał, że...

kilka swoich sekretów powierzył prosiaczkowi
chcecie podsłuchać?
a figę!!

to, co widać na ostatnim zdjęciu to bardzo charakterystyczna obecnie mina Frania. prześmiesznie wystawiony języczek. i bańki ze śliny. a dźwięki... ech... no i głośny śmiech od czasu do czasu! przezabawne. mama w raju :-)

1 komentarz:

ola pisze...

Super!;)