nadszedł wreszcie ten moment, którego się tak obawiałam... nie spodziewałam się go jednak tak wcześnie...
zawsze martwiłam się, jak to będzie, kiedy mój kochany Kubuś zacznie być niezależny i zacznie robić coś/wyglądać tak, że trudno mi to będzie zaakceptować. do głowy przychodziła mi muzyka, której przez grzeczność nie zdefiniuję i wygląd, którego nawet wyobrazić sobie nie mogłam, bo przecież w modzie powstają ciągle nowe rzeczy i takich na przykład spodni z krokiem w kolanach onegdaj nie było.
no i co?
atak nastąpił już! wyhodowaliśmy sobie dziecko dresiarza!!
na szczęście nikt w domu nie ma sygnetu, bo i tym by się pewnie przyozdobił...
dużą pociechą w tej dramatycznej sytuacji było to, że w tym klubowym stroju Kubuś sięgnął. z rozmachem:z ulgą stwierdziłam, że nie sięgnął po bransoletę, tylko po kulturę wysoką
po zapoznaniu się z nią, sięgał dalej:
i tak powrócił do swojej ulubionej, acz na jakieś 2 tygodnie odłożonej, lektury:
i zatrzymał się w ulubionym miejscu, czyli: ale gdzie jest Lalo?
ps. jak może zauważyliście, sprytna matka podczas tego literackiego zamieszania niepostrzeżenie ściągnęła z zaangażowanego Kubusia ozdobny łańcuch...
3 komentarze:
Ale jaki śliczny ten dresiarz za to! :)) Heh, łańcuch pierwsza klasa.
Och!!! Piekne! Piekne! Ubawilam sie setnie, nie ma co!
A gdzie Was na tak długo wywiało? ;)
Prześlij komentarz