środa, 20 października 2010

Kałuże, nie: kałuże!

nie do końca wiem, jakich znaków interpunkcyjnych użyć w tym typie Kubusiowych wypowiedzi. otóż ma on taki (niknący już, więc czas najwyższy opisać) zwyczaj mówienia: zaczynało się zwykle od wyrazów wielce podobnych w brzmieniu, czyli na przykład:
- Mamo, daj mi soczek!
- Smoczek, synku?
- Soczek. Soczek, nie soczek.
- Soczek, nie soczek?
- Tak.

specjalnie upewniałam się przy tym (na początku), że dobrze słyszę. ale potem już byłam upewniona i zjawisko się powtarzało.
- Kałuża, nie kałuża!
- Buraki, nie buraki!
itd.

ponadto Kuba jest mistrzem... jak to nazwać? jest mistrzem przeciwieństwa zdrobnień. czyli zgrubień? zwiększeń? wyolbrzymień? no nie wiem... brzmi to tak:
- Gdzie jest moja bransoletka? (identyfikator zakupiony nad morzem w celu niezgubienia Kubusia w tłumie, z którym się ostatecznie nie spotkaliśmy) Gdzie jest moja bransoleta?! Gdzie jest moja BRAN-SO-LE-TA?!?! (to ostatnie wykrzyczane sylabami właśnie; przekomiczne po prostu)
- Mamo, zagramy w piłkę? Zagramy w piłę?
- Mamo, gdzie jest mały schodek? Nie widzę mojego schodka. Nie widzę tego schoda!
- Mamo, chcę oglądać krecika! Krecika! Chcę oglądać kreta!
naprawdę nie wiem, skąd on tak potrafi. o krecie, owszem, mówię, ale o schodzie?? bywają śmieszniejsze, ale oczywiście nie pamiętam :-(

no i niezmienne zaskoczenie i duma Rodziców:
- Dziękuję, Tatusiu, że pomogłeś mi to włożyć!
przecież to strasznie złożona składnia!

oraz zachwyt mamy, stale zaskakujący ją samą: okazało się, że trzy magiczne słowa w wykonaniu dwulatka są bardzo rozczulające. z zachwytem słucham, jak Kuba układa scenki ze zwierzątkami i mówi:
- Piesek jest głodny, szuka jedzonka.
- Proszę!
- Dziękuję!


potrafimy sobie też podać z ręki do ręki 20 puzzli, przy każdym wymieniając się tymi samymi grzecznościami :-)
z trzecim słowem jest trochę gorzej. tzn. używane jest znacznie rzadziej. no, ale też nie ma takiej potrzeby zbyt często.

Brak komentarzy: