czwartek, 15 października 2009

Aktywny czwartek

dziś biegaliśmy z Kubusiem wte i we wte, co pozwoliło nam upiec wiele pieczeni przy jednym ogniu.

po pierwsze: odbyliśmy wizytę w IMiD, dzięki czemu znów usłyszałam, że - pomijając alergię na niewiadomoco - Kubuś jest okazem zdrowia i to jest zdecydowanie komunikat, który mogę słyszeć nawet codziennie, nawet jeśli sama widzę, że jest dobrze. Kubuś urósł, przytył, zwiększył mu się obwód głowy... a, i nie pisałam jeszcze, że przebiła mu się druga górna czwórka. to razem 10 :-)

po drugie: pojechaliśmy do Marcina do pracy, co było bardzo przyjemnym doświadczeniem, jako że zapach starych książek jest dla mnie miłym zapachem, a na kurz chyba żadne z nas nie jest uczulone. od Marcina odebraliśmy komplet poGuciowej odzieży zimowej, dzięki czemu zima nam niestraszna! a biorąc pod uwagę, że w drodze do lekarza udało mi się kupić Kubusiowi zimowe buty (jakaś wielofunkcyjna jestem dzisiaj!), Kuba jest prawie całościowo przygotowany do kolejnego ataku zimy - został nam jeszcze zakup czapki i ciepłych skarpet.

po trzecie: zaproszeni przez Basię, pojechaliśmy na (a właściwie przed) otwarcie WIP-u. nooo... byłam pod wrażeniem ośrodka, życzę, żeby wszystkie inne aspekty funkcjonowania tego miejsca były równie udane!

no i znikąd nie mamy zdjęć. uznałam, że kurtki, torby, jedzenie wystarczą - nie będę dźwigać aparatu. teraz trochę szkoda...

a jak tak sobie jeździliśmy, miałam sporo refleksji na temat tego, co można robić, prowadząc jednocześnie samochód.
otóż można:
zakładać i zdejmować sobie oraz pasażerowi na głowę i z głowy: okulary przeciwsłoneczne, opaskę na włosy, czapkę, papierowy kubek do kawy, balon bez powietrza i parę innych rzeczy;
zakładać pasażerowi buty (to akurat doskonale świadczy o butach!);
wydawać z siebie dźwięki imitujące ryk silnika formuły 1, a w szczególności przyspieszanie i gwałtowne hamowanie;
zadawać tysiące pytań o to, jak robi lew, kotek, kogut, piesek...
napadać paszczą na pasażera, imitując gryzienie;
podrzucać plastikowego pieska, a potem poszukiwać go na podłodze, po tym, jak podrzucił go pasażer;
udawać prowadzenie rozmowy telefonicznej przez zabawkę do złudzenia przypominającą telefon komórkowy (rozmowy przez prawdziwy telefon prowadząc przy użyciu zestawu głośnomówiącego...);
jeździć drewnianym samochodzikiem po suficie...
no i wiele innych, ale kto by spamiętał?
jak macie inne aktywności, to dorzućcie w komentarzach.

my tymczasem znów przepadamy na 4 dni - tym razem jedziemy do stęsknionych Dziadków.

2 komentarze:

Julko pisze...

Ja po takim dniu to góry jeszcze mogę przenosić :) POZDRAWIAM!

Marcin Gałązka pisze...

zapraszam, zapraszam. jesteśmy otwarci na wizyty dzieci. ostatnio była u nas nawet spora wycieczka przedszkolaków :-)