środa, 14 października 2009

Ja

że to jest niby blog Kubusia? no tak, ale to JA tu piszę różne rzeczy. i o mnie też będzie. jak kogoś interesuje tylko słodki dzidziuś (?!), może ten post pominąć.
bo ja...
ja wczoraj wieczorem pojechałam sama do Warszawy do kina (nie umiem tu znaleźć podkreślenia, a słowa "wieczorem", "sama" i "do kina" powinny być podkreślone. po namyśle stwierdzam, że "pojechałam" też. może nawet podwójnie). normalnie wsiadłam w samochód i pojechałam. jak to było? jak pływanie w oceanie... boskie... z innego świata...
muzyka była bardzo głośna. bardzo głośna. ja też. języki w użyciu trzy, a właściwie jeden polsko-angielsko-rosyjski, uzupełniany moim. najgłośniej brzmiało "łoooooo łooooo łoooooo". na kierowców obok nie patrzyłam.

Ci przede mną jakby... się rozstępowali... to znaczy te samochody tak zjeżdżały na boki... korek był w przeciwną stronę... no, nie do opowiedzenia, mówię Wam!
miejsce parkingowe pod kinem oczywiście tuż przy wejściu - rezerwacja chyba gdzieś w niebie...

a film? nic lekkiego. Podziemne państwo kobiet. pewnie nie raz o nim usłyszymy - wyraźny głos w dyskusji dot. ustawy antyaborcyjnej. film będzie wędrował po miastach i (miejmy nadzieję) miasteczkach, więc jak kto ciekaw, będzie miał szansę obejrzeć. mnie równie bardzo zainteresował panel dyskusyjny (dyskusja panelowa? w każdym razie uczestniczyły w nim panie "panelistki"), więc zostałam tam naprawdę długo. i co? i zdumiałam się bardzo, a w zdumieniu tym pozostaję do dziś, że środowisko, które wyobrażałam sobie jako otwarte, tolerancyjne (określające siebie jako "pro choice") przejawiało tak wiele agresji, było tak niechętne słuchaniu... to głównie młodzi ludzie i między innymi dlatego mnie to tak zasmuciło. nie dostrzegłam tam zbyt wiele możliwości prowadzenia dialogu, raczej chęć zwierania szyków i utwierdzenia się w swoich przekonaniach. naprawdę jestem zadziwiona.
za to wzrósł mój podziw i szacunek dla pani Agnieszki Holland, która głośno i spokojnie mówi rzeczy, które uważam za bardzo prawdziwe, dostrzega złożoność problemu, a także realia, w jakich funkcjonujemy i wydaje się, że nie zwodzi jej żadna ideologia (przynajmniej w tym zakresie). niestety jej głos został zakrzyczany i tak zapewne dzieje się na szerszym forum, kiedy ścierają się poglądy działaczek popierających liberalizację ustawy i przeciwniczek takiego podejścia. albo jest jeszcze ostrzej...
temat spostrzegam jako bardzo trudny i bardzo się cieszę, że taki film powstał, bo zapewne będzie prowokował do myślenia o problemie, który jest znacznie bardziej powszechny, niż przyszłoby mi to do głowy.

kiedy - pełna przemyśleń - dotarłam do domu, Kubuś słodko spał, świat się nie zawalił, a ja jakby bardziej czułam, że żyję.

w związku z czym dziękuję:
Rodzicom - że zajęli się Kubusiem, jak wychodziłam;
Markowi - że zajął się Kubusiem, zanim przyszłam;
Kubusiowi - że tak radośnie mi machał na pożegnanie, co sprawiło, że do Warszawy poleciałam leciutka jak motylek... :-)


ps. a jak kogoś zafrapowała muzyka (no bo nie, żeby się od razu spodobała!), polecam film Wristcutters. A love story. ja lubię ten klimat. dziękuję, em!

1 komentarz:

Katarzyna Gałązka pisze...

................nie wiem co moglabym dodac...no juz po tym ze lecialas leciutka jak motylek to chyba nic...tak dobrze Cie rozumiem...:)